Category :

Październik minął jak jedna dziesiąta października. Nie wiem, czy przez to że dni coraz krótsze czy przez całkowite pochłoniecie przygotowaniami do porodu. To był fantastyczny, jesienny miesiąc, kiedy powietrze zaczęło pachnieć wilgotnym liściem, sąsiedzi wrzucili do kominków drewno i w końcu poczuliśmy jak zbliża się wielka zmiana – narodziny. I na pierwszym miejscu wśród pogodniaków była właśnie

1. CIĄŻA 

To już czwarta, ale zdecydowanie najspokojniejsza i najbardziej świadoma z moich ciążowych przygód.

 pollock-4

 

M. wspierał mnie genialnie dopasowując całkowicie swój grafik i pracę do potrzeb rosnącego we mnie naszego wspólnego życia. Udało mu się wygospodarować wolne dni, kiedy mogliśmy ślimaczym tempem pójść za moim głodem w dowolne miejsce, gdzie czekało

2. COŚ SMAKOWITEGO (czasem przygotowanego w domu)

 ciacho

Łapaliśmy wszyscy słońce we włosy, jedząc rodzynki, czytając inspirujące historie i niespiesznie delektując się powolnością, bo nic tak nie poprawia humoru i nie dodaje myślom światła jak:

3. SŁOŃCE

sunbeam-provia

Chmury też były i wichury i trochę deszczu, ale wszystko z umiarem. Najpiękniejsze jednak było morze, które szumi 40 minut jazdy samochodem od nas. Niestety nie słychać fal w Glasgow, ale kiedy już wybierzemy się na plażę to wreszcie można w tym szumie usłyszeć własne myśli, jak przelewają się, mija ich termin ważności i po chwili bez żalu odchodzą. Szum koi niepokój, szum daje ciszę. Nic tak dobrze w uszach nie szumi jak

4. WODA

plaza

5. WYPRAWKA

Dostaliśmy też od szkockiego rządu Baby Box, czyli wyprawkę dla Bąbelka – pudło z ubrankami i gadźetami o których więcej tutaj:

https://lisbezbiletu.pl/2017/10/w-szkocji-dzieci-biora-sie-z-pudelka/

bb-1

Za rogiem już listopad. I najlepsze w nim będzie ubranie w te gotowe do użycia ciuszki naszego najmłodszego w domu Człowieka.

Jak to dobrze, że co miesiąc można liczyć na pogodniaki!

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska, Have Some Water

prawa autorskie zastrzeżone

BLOGERÓW JEST DUŻO. BARDZO DUŻO.

 

Mam wrażenie, że blogują dzisiaj wszyscy i to jest z jednej strony świetnie, bo każdy ma szansę wypowiedzieć się, zaistnieć i znaleźć podobnych sobie ludzi. Dla wielu to ważna strona życia, codzienny rytuał który ustawia priorytety.

Blogują ludzie dla pieniędzy, dla sławy, dla rodziny żeby wiedziała co w trawie piszczy, dla ekscytującej niewiadomej, dlatego że swędzi.

Blogują blogerzy w ogromnej większości odkrywając część swojego świata. I nawet trudno nie zaglądać, skoro jak u sąsiada – drzwi zawsze niedomknięte a zasłony tudzież rolety podniesione co wieczór tak, że akcja w pełnym świetle się toczy jak w teatrze życia jakimś.

 

BLOGERZY MAJĄ FAJNE RZECZY. DUŻO RZECZY.

 

Oglądam sobie te najpopularniejsze blogi rodzicielskie, bo przypadkiem celowym siedzę w tym samym sektorze ze swoim www.lisbezbiletu, widząc rodziców, ich dzieci ale głównie PRZEDMIOTY, bo blogowanie to coraz częściej kupowanie (a właściwie reklamowanie). Dowiaduję się jakim kremem blogerka smaruje twarz, jakiej marki wózek pcha po stylowych ulicach swojego miasta, jakim szalikiem obwiązuje szyję, w co opatula bobasa a  jaką modną zabawką zajmuje uwagę starszaka, jak urządza trendy kuchnię, gdzie kupuje najlepsze ziarna chia do porannego puddingu*, jakim samochodem jeździ małżonek, w jakim hotelu mają instagramowo stylowe wczasowe łózko i dlaczego kawa musi być z pianką we wzorek.

 

RECEPTA NA BLOGERSKĄ PORAŻKĘ.  ŚWIADOMĄ PORAŻKĘ.

 

Czytam te blogi, patrzę na stylowe życie tak dalekie od mojego i myślę, że ja zupełnie nie przystaję do obecnej mody. Co więcej, ja wiem, że już zawsze będę kiepską bloggerką! Bo ciuchy mam bez metki znanej, najmłodszą córkę wożę w pożyczonym wózku a czasem kupię jej coś w tzw. odzyskowni czyli charity shop, nastolatkom każę oszczędzać i nie pozwalam na pokazywanie pępka zimą, samochód mamy z czasów kiedy na dobranockę puszczali dzieciom Olinka Okrąglinka, na śniadanie zwykle serwuję kanapkę z lidlowego chleba (od kiedy piekarnię ulubioną mi zamknęli), szalik wydziergałam na szydełku, zamiast kawy z pianką wolę herbatę ziołową, która jest cierpka i śmierdzi naturą. I dzieci nie pokazuję i męża też nie, bo po co? I żaden tu u nas teatr, co wieczór okna zasłonięte żeby było cieplej, drzwi domknięte bo studenci z dołu stale palą marihuanę i wystarczy posiedzieć na klatce żeby humor się poprawił; a my wolimy jednak bez dopalaczy. Wyjazdy urlopowe uprawiamy niskodżetowe i bez basenu, ale za to z kąpielami na dziko albo wielogodzinnym chodzeniem poza miastami, w grafiku prawie zero zakupów w centrach handlowych, bo zanim coś znajdę to zgubię cierpliwość, pozować w trawie o zachodzie słońca nie potrafię, bo to zwykle czas karmienia kogoś a nie chodzenia po wrzosowisku niestety, w końcu po kuchni zasypanej dziecięcymi książkami boso sfotografować się nie mogę, bo zimno w stopy jak pieron i te książki trzeba byłoby jakoś ustawić atrakcyjnie… a nie da się, bo Mała ma swoje plany co z nimi zrobić.

 

FINAŁ …

 

Co ja więc jako bloger mogę Państwu pokazać…

… chyba głównie to, że życie wcale nie jest takie glamour jak nam się wydaje. Że bez całego tego stylowego szczęścia można czuć się jak gwiazda, BA! jak cała galaktyka ze wszystkimi małymi przebłyskami i wybuchami banalnych radości matki: oto jedna córka już sama potrafi kupić sobie ubrania, druga sama je widelcem, trzecia przyciśnięta do muru robi mi podstawowe zakupy, noc minęła spokojnie, wyszedł nowy numer ulubionego zwyczajnego magazynu, poranek dziś słoneczny, praca cieszy jak nigdy, mąż zrozumiał o co mi chodziło w czasie ostatniej sprzeczki.  I to wszystko zupełnie bezpłatnie, niestylowo i bez pozowania.

Niech więc inni błyszczą, ja idę zrobić budyń z 1.5 litra mleka bo jakoś wszystkim wokoło chce się tego banalnego luksusu, ale tylko ja potrafię nadać tej zachciance odpowiednią konsystencję. Tak. Życie jest na tyle słodkie na ile sami sobie je posłodzimy. Kupiłam syrop klonowy, chlupnę nim we wrzące mleko, zamieszam łychą i uwarzę trochę małego szczęścia.

 

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska, Saku

prawa autorskie zastrzeżone

 

* Pudding chia jest super, proszę mnie źle nie zrozumieć, ale będzie jeszcze smaczniejszy kiedy świat mu trochę odpuści i zajmie się innym potężnym lekiem na wszystko. Stawiam na kasztany albo kalarepę!

Nastolatki to trudny temat. Na pewno nieco łatwiejszy, kiedy siedzą zamknięte w swoim świecie z telefonem lub laptopem w dłoniach, ale na ogół ich wychowanie wiąże się z całkiem nowymi wyzwaniami, na które jako rodzice raczej nie jesteśmy przygotowani. Niektórym może wydawać się nawet, że z której strony nie podejdą do tematu, to i tak nie unikną pokąsania. Wcale tak nie musi być…
nastolatki-biurko

Zastanawiałam się (mając u boku dwie nastolatki i kolejne dwie w bliższej rodzinie) jak ugryźć temat, żeby sobie wyznaczyć jakiś azymut, żeby się nie pogubić i żeby pomóc tym dziewczynom, które właśnie powoli wchodzą w dorosłe życie. I wymyśliłam, że teraz jest czas, kiedy powinnam od nich wymagać więcej niż dotychczas. Nie w znaczeniu częstszego karcenia, ale oczekiwania, że szczególnie teraz pomogą nam bo wreszcie przechodzą na naszą stronę mocy, gdzie nie są już bezbronnymi dziećmi, ale mocnymi babkami.

 

nastolatki-3-agfa

Żeby plan zadziałał, musimy rozmawiać. Nie sprawdza się system wydawania odgórnych rozkazów tylko dlatego, że ‚tak ma być’. Zupełnie też nie pomaga liczenie na to, że nastolatek się domyśli. Mięśnie empatii, zrozumienia i odpowiedzialności trzeba trenować. I nagradzać postępy, bo przecież nic tak nas nie motywuje jak sukcesy. Jeśli więc coś mnie jako rodzica niepokoi, to mówię o tym swojej nastolatce i słucham jej stanowiska. A potem szukam pozytywnego rozwiązania, na miarę jej możliwości, czegoś co wystawi ją na próbę, być może będzie wymagało ustępstw z mojej strony, podjęcia ryzyka czy dania kolejnej szansy. Ufam temu młodemu człowiekowi, że potrafi już zrobić bilans zysków i strat a moja więź z nim jest na tyle silna, że wygra jego przyzwoitość i mądrość.
Oto dlaczego zmieniamy strategię:

 

1. NASTOLATKI ROZUMIEJĄ ZNACZNIE WIĘCEJ NIŻ DZIECI

To czas, kiedy wiedza o świecie wykracza już poza granice rodziny. Dzieciaki oglądają seriale, obserwują inne rodziny, segregują rówieśników na podobnych sobie i tych, których lepiej omijać szerokim łukiem. Rośnie też samoświadomość młodego człowieka, wiedza o tym jakiego chce życia, jakie ma marzenia, plany, co lubi robić. Czasem górują kompleksy czy niespełnione potrzeby, które pchają nastolatki w stronę zakazanych, albo co najmniej głupawych zachowań. To wszystko jest lekcją o samym sobie, odkrywaniem tego jakie zasady rządzą światem i jakich warto przestrzegać.
Jako rodzic mogę teraz oczekiwać, że dziecko zrozumie dlaczego nie zgadzam się na wszystko, dlaczego oczekuję że wróci do domu zanim zacznę się niepokoić, dlaczego liczę na jego zrozumienie kiedy złoszczę się …

 

2. NASTOLATKI MAJĄ WIĘCEJ SIŁY FIZYCZNEJ

A to oznacza, że teraz powinny nam znacznie więcej pomagać niż dotychczas. Uważam, że pod żadnym względem rodzic nie powinien wyręczać nastoletniego dziecka w: sprzątaniu po sobie naczyń (w tym zmywaniu), sprzątaniu własnego pokoju, ścieleniu własnego łóżka, przygotowywaniu sobie co najmniej jednego posiłku/przekąski dziennie, dbaniu o własnego pupila, przygotowywaniu ubrań do szkoły etc. To trudne, bo być może z rozpędu robimy to sami, żeby było szybciej, dokładniej i bez gadania. Bez wdrażania nastolatka do domowych obowiązków zbroimy dziecku bombę z opóźnionym zapłonem. Taki człowiek będzie miał w życiu bardzo pod górkę, kiedy w końcu wyruszy w świat i zacznie dzielić wspólną przestrzeń z innymi ludźmi.
Niech więc napina mięśnie częściej, bo rodzic już coraz słabszy ;)

 

3. NASTOLATKI PRZYGOTOWUJĄ SIĘ DO ŻYCIA WE WŁASNEJ RODZINIE

Uczą się tego jednak w naszej rodzinie. Wymagam więc nie tylko dbania o własne sprawki domowe ale też powoli, choć strategicznie rozszerzam zakres obowiązków domowych tak, żeby moje dziecko nauczyło się kolejnych umiejętności. Na razie ja z tego skorzystam, ale docelowo będzie to kapitał, który to dziecko podaruje kiedyś swojej ukochanej osobie i swoim dzieciom. W naturze żaden wysiłek nie ginie. Starajmy się więc co jakiś czas, żeby do obowiązków moich nastolatków należało np.: wyrzucanie śmieci, robienie drobnych zakupów, sporadyczne pieczenie ciasta/gotowanie, zmywanie naczyń po innych, odkurzanie poza swoim rewirem, pomoc w opiece nad młodszym rodzeństwem, wsparcie przy myciu okien, sprzątaniu wyjątkowo wrednych zakamarków, noszenie i wypakowywanie zakupów, pomoc przy sprzątaniu/myciu, serwisowaniu samochodu (szczególnie dotyczy chłopaków), drobnych naprawach domowych, prasowanie etc.
Za każdą pomoc autentycznie dziękujmy i podkreślajmy, że to wielkie wsparcie! Są to co prawda zwyczajne umiejętności których oczekuje się od każdej osoby dorosłej, ale wcześniej każdy musi się tego od kogoś nauczyć.

 

4. NASTOLATKI POTRAFIĄ BYĆ ODPOWIEDZIALNE

Dlatego mogę dzielić się z nimi niektórymi (uwaga! tymi najmniejszego kalibru) zmartwieniami i prosić o radę. Jeśli więc nie bardzo mam pomysł, jak sprawić urodzinową niespodziankę komuś z bliskich – liczę na wsparcie i pomysły nastolatki. Jeśli mam gorszy dzień, proszę moje prawie dorosłe dziecko o chwilowe przejęcie lżejszych obowiązków żebym mogła chwilkę odpocząć (potem oczywiście dziękuję głośno i szczerze). Nie waham się przed wykorzystaniem pomocy nastoletniego człowieka do włączenia się w chwilową opiekę nad młodszym rodzeństwem (nawet jeśli ma to wyglądać tak jak wówczas kiedy ja byłam dzieckiem a mój starszy o dwa lata brat natychmiast po zamknięciu się drzwi za rodzicami ogłaszał, że teraz on jest szefem i mamy go słuchać!).
Odpowiedzialność oznacza też margines wolności. W końcu te za chwilę dorosłe dzieci mają już swoje sekrety i nic mi do tego! Staram się nie kontrolować mojego dziecka, w żadnym wypadku nie sprawdzam jego telefonu, nie czytam pamiętnika, nie wypytuję o szczegółowy plan dnia. Jeśli dziewczyna albo chłopak znika wieczorem z domu, to oczywiście muszę wiedzieć dokąd się wybiera i określić kiedy mój nastolatek ma wrócić co staje się warunkiem kredytu zaufania. Nadużyty kredyt zaufania cierpliwie odbudowuję, nie stawiam murów. Zastanawiam się co zawiodło, rozmawiam spokojnie i nie zakładam, że dosięgnęliśmy dna. Niektóre nastolatki uczą się na błędach, mają słabszą wolę, szukają aprobaty nie tam gdzie warto, gubią się przy najmniejszych pokusach. To wcale nie oznacza, że swoje ręce mam załamać a dziecku nałożyć kajdanki.

 

5. NASTOLATKI SĄ ŚWIETNYM TOWARZYSTWEM

Uwielbiam wybrać się z moimi nastolatkami do kawiarni albo na wycieczkę. Nie muszę już ich prowadzić za rękę, zwalniać tempa, martwić się czy nie jest im za zimno, czy nie są głodne. Nastolatki są cudownym towarzystwem, bo mają dużo zapału, energii i jeśli nie zasiałam w nich gnuśności – potrafią być wdzięczne za drobne ‚dorosłości’: pierwszy tusz do rzęs, prawdziwe cafe latte, samodzielne zakupy ubraniowe, możliwość zdecydowania co na obiad etc. Nastolatki to w końcu całkiem rozsądne dzieciaki, jeśli zauważę w porę ich pasje, zainteresowania i radości – mam szansę wesprzeć ich samoocenę, pomóc w dokonywaniu trudnych wyborów.

 

nastolatki-Nina-stacja

Nigdy nie liczę na to, że wychowanie dzieci przyniesie mi jakąkolwiek korzyść, poza lepszym poznaniem swoich możliwości i przesunięciem własnych granic. Obserwując jednak swoje liczne rodzeństwo widzę, że więzi jakie nas łączą nie istniałyby gdyby nie to, że wychowali nas Ci sami rodzice, że wzrastaliśmy obok siebie. I chociaż każdy ma swoje wyzwania, to mam wrażenie, że styl w jakim się z nimi mierzymy jest pochodną tego, w jakim stylu wychowywali nas rodzice. I to jest chyba największa satysfakcja- wiedzieć, że nauka nie poszła w las…

 

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska

prawa autorskie zastrzeżone

Jeszcze w Polsce Olga miała przyjaciółkę Matyldę – dziewczynkę, która pochłaniała książki. Chciałabym wiedzieć, co słychać u Matyldy, czy nadal czyta i czy kiedykolwiek wpadła w jej ręce „Matydla” Roalda Dahla, bo coś mi podpowiada, że obie mają wiele wspólnego.

matylda-3

Pięcioletnią książkową Matyldę mama codziennie zostawia samą w domu a dziewczynka w tym czasie pochłania książki Dickensa, Steinbecka i Orwella. Rodzice Matyldy to antyrodzice– nie tylko nie mają pojęcia o genialnej inteligencji córki, ale też zupełnie się nią nie zajmują. Obiad na tacy aluminiowej jedzony przez rodzinę przed telewizorem, nieustanne poniżanie dziewczynki to codzienne tło historii, w której dziecko buduje w sobie ogromną siłę. Jeszcze trudniejszym wyzwaniem okazuje się szkoła, w której rządzi sadystyczna i psychopatyczna dyrektorka. Właściwie większość osób dorosłych zachowuje się w tej książce co najmniej nie na miejscu. Matylda natomiast na każdy kryzys odpowiada jak Napoleon- kontratakiem, czyli sprytnym psikusem. To dziecko uczy mnie, że w życiu chodzi o dyskrecję a nie furię lub co gorsza- rozpacz:

Będąc bardzo małą i młodą osoba jedyną siłą jaką dysponowała Matylda i przewyższała tym każdego członka swojej rodziny była siła jej rozumu. Mogła każdego z nich owinąć wokół palca jeśli chodzi o inteligencję. Jako pięciolatka zmuszona jednak była, jak zresztą każda osoba w jej wieku, słuchać nakazów, niezależnie od tego jak bardzo były idiotyczne. Dlatego pokornie zjadała kolację na kolanach przed znienawidzony telewizorem, zostawała sama w domu popołudniami i zamykała buzię kiedy kazano się jej zamknąć. Jej zawór bezpieczeństwa, coś co chroniło przed szaleńczym kręceniem się w kółko, polegał na stosowaniu zachwycająco skutecznych kar, które zawsze działały przez pewien krótki okres. Szczególnie ojciec stawał się po nich mniej koguci i bardziej znośny przez kilka dni po zaaplikowaniu dawki magicznego lekarstwa Matyldy.¹

Matylda to nietypowa książka, bo pokazuje siłę dziecka, potęgę jego świata. Niedojrzali dorośli są tylko pretekstem do pokazania, że w życiu liczy się przyzwoitość, uczciwość i wewnętrzny spokój. I dziecko to wie. Matylda to lepsza strona każdego z nas, dziecko które nie ma uprzedzeń, nie chowa urazy, ale też potrafi dać nauczkę ojcu, który naciąga swoich klientów cofając liczniki w sprzedawanych przez siebie samochodach. Jej figle są inteligentne chociaż w gruncie rzeczy smutne, bo chciałoby się taką dziewczynkę zwyczajnie odebrać rodzinie bez głębszych uczuć, albo postawić przed każdą trudną osobą w swoim życiu – niech da nauczkę. Książka świetna zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.

 

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska

prawa autorskie zastrzeżone

 

¹ tłumaczenie cytatu: Agata Lesiowska za : Matilda, Roald Dahl, Puffin Books, 2010,

Od sierpnia tego roku każdy noworodek w Szkocji może spać w swoim pudełku. Rząd uruchomił program Baby Box i jeśli ciężarna mama wypełni tylko formularz to kilka tygodni przed porodem dostanie specjalnie zaprojektowane tekturowe pudło dla swojego maluszka z cudowną wyprawką.

bb-13
Nasze pudełko doszło przedwczoraj. I jesteśmy nim zachwyceni. Pomysł, jak pisze rząd, ma na celu wyrównanie szans. W praktyce wyprawkę może dostać każdy kto o nią poprosi. Koszt jej skompletowania, to jak wyczytałam £160. W środku same cudowności, jestem przekonana że wybierały je doświadczone mamy. Nas urzekło oczywiście samo pudło, które jest z mocnej tektury, wyposażone w materacyk, prześcieradełko i kocyk. Wszystko po to, żeby tuż po powrocie ze szpitala ułożyć bąbla bezpiecznie w pudełku na podłodze lub w łóżeczku. Już wiem, że po użyciu złożymy karton i wyciągniemy zza szafy kiedy nasz maluch będzie potrafił malować. Wytniemy mu potwora z Loch Ness i oczywiście zegar z zaznaczoną datą urodzenia a potem te resztki pudełka dołączą do skrzyni skarbów z dzieciństwa.

bb-10

W wyprawce jest sporo ubranek bardzo dobrej jakości dla dzieci od 0-6 m.ż, ręcznik, pieluszki tetrowe, kurteczka, czapeczka, skarpetki, pierwsze rękawiczki, gąbka, pilniczki, książeczki, kostka do zabawy, mata do pełzania i to co mnie najbardziej cieszy czyli elektroniczny termometr do mierzenia temperatury w uchu. Cudownie, że dodano też elastyczną chustę do noszenia niemowlaka. Co prawda mamy swoje dwie z Polski, ale przecież nie każda mama ma możliwość ich przetestowania.

bb-5

Pomyślano też o mamie, dla której przygotowano wkładki laktacyjne i połogowe podpaski. Jest też coś dla obojga rodziców… prezerwatywy. Śmiejemy się, że to po to, żeby nie zamawiać zbyt szybko kolejnego Baby Box ;)

bb-001

Najpiękniejszy ze wszystkiego jest jednak szkocki wiersz, który zawsze będzie nam przypominał moment, na który nadal z niecierpliwością czekamy… Opublikujemy jak będziemy już w komplecie, czyli pewnie niedługo!

 

 

tekst: Agata Lesiowska

zdjęcia: Agata Lesiowska, Saku

wszelkie prawa autorskie zastrzeżone