Dorośnij dzieciaku!

Dorośnij dziewczyno, dorośnij chłopaku

Nie mówię tego do dzieci.

A właściwie mówię do dzieci, ale takich które są w dorosłych, bo widzę to wszędzie.

Sama byłam kiedyś dzieckiem i jakimś pokręconym zbiegiem okoliczności, nie zawsze miłych, udało mi się dorosnąć. Dlatego uwielbiam przebywać z dziećmi. Tymi, które mają czas na dorośnięcie.

Widzę jednak szamotaninę rodziców, którzy gubią się w poszukiwaniu najlepszego sposobu przychylenia swojemu dziecku nieba.  Nie o to jednak chodzi.

Chodzi o to, żeby samemu być dla siebie Niebem.

Wtedy można stać się dorosłym.

Najważniejsze pytanie

Zadałam sobie pytanie dlaczego tak niewielu rodziców lubi spędzać czas ze swoim dzieckiem? Przez lata obserwowałam siebie, potem innych i znowu siebie aż w końcu – BĘC!

Zrozumiałam dlaczego zasłaniamy dzieci telefonami, terapiami, zajęciami, popędzamy je w ich dziecięcym świecie i chcemy by jak najszybciej dorosły, zajęły się sobą i dały nam święty spokój. Jest tak, dlatego, że sami jesteśmy w środku dziećmi a jakaś część nas nie może dojść do dorosłości i świat wokół siebie postrzegamy dziecięcym sposobem.

Mamy ciała trzydziesto, czterdziesto, piećdziesięcio i dalej latków a wewnątrz czujemy lęk przed życiem i nie robimy najważniejszego kroku w przód. Nie napiszę co nim jest tym krokiem (o tym być może następnym razem), bo pod lupę biorę dziś dziecko.

Jako dorośli niewyrośnięci zakładamy, że ktoś jest nam coś winien, świat jest pełen niebezpieczeństw a życie okrutne. I dopóki tak myślimy – nie wchodzimy w dorosłość. Jesteśmy jak niemowlę, którego rzeczywistość tak boli, że stale chce być przy mamie.

I nie ma w tym procesie nic złego, takie są prawidła istnienia; ale trzeba przez ten etap – do jasnej ciasnej – przejść, żeby dać schronienie synowi albo córce. U mojego boku czeka przecież ktoś jeszcze bardziej w sobie dzieckiem – moje potomstwo.

Czas zająć swoje miejsce. 

 

Jak zobaczyć w sobie dziecko

Możesz pójść na terapię, możesz prawdę znaleźć w książce, być może religia ci podpowie, guru albo twoje własne doświadczenia. Cokolwiek pomoże jest dobre. Zerknij tylko głębiej. To cię nie ominie.

Dziecko w dorosłym sprawia, że jest on głównie w samym sobie czyli skupia się na zapewnieniu sobie komfortu. Męczy go hałas i tego hałasu nie potrafi uciszyć inaczej niż krzykiem; złości go nieporządek i sprząta stale nie widząc, że on sam nagromadził; szuka odpowiedzi u innych podczas gdy cała wiedza jest w nim samym; szuka opieki podczas gdy sam znakomicie potrafi się sobą zaopiekować. Wszyscy musimy przez to przejść.

Nic dziwnego, że trudno w to rozszarpanie wcisnąć dziecko.

I wiesz co? To jest piękne. Kiedy już tak mocno poziom się podniesie, że nie sposób dalej stać – to czas nauczyć się pływać! Płynąc staję się sobą – czyli dorosłym w pełni swojej mocy. Wtedy nie mam problemu z tym, że dziecko chce inaczej niż ja; że często wie ode mnie lepiej, że jest moją najpiękniejszą drogą i najlepszym nauczycielem. Wtedy lubię przebywać z dzieckiem i na bieżąco potrafię ocenić, w jakim miejscu jest ono, bo wiem w jakim miejscu jestem ja. To naprawdę genialne uczucie!

Kiedy w dorosłym dorasta wewnętrzne dziecko – dorosły widzi we właściwym świetle swoją rolę i niesie ją lekko, buduje w niej cuda. Tylko wtedy rodzic zauważa, jak wielkie możliwości stworzyło przed nim życie – oto moja córka czy syn są czystą kartką, do której mogę dołożyć coś od siebie i niech to będzie coś naprawdę fajnego.

Dorosnąć 

Uwielbiam dzieci, ale bycie dorosłym to przeskok kwantowy, to przejście przez horyzont zdarzeń, to jak kolejny poziom gry. Dorosły wreszcie może tę grę projektować. Możesz stanąć z boku siebie i bez rusztowania zbudować co tylko chcesz. Możesz wejść na każdą górę. 

 

 

Czasem tylko uchylasz jakieś zamknięte w sobie drzwi i miewasz pokusy, żeby znowu obudzić w sobie wewnętrzne dziecko.

Ono jednak smacznie śpi.

Rozumiesz wreszcie, że jest dobrze, że tak jest pięknie.

 

 

autor: Agata Sakowska 

zdjęcia: Agata Pawlak, Agata Lesiowska, Agata Sakowska

 

 

 

4 komentarze

    • Lis

      Dziękuję za głos ze Szkocji! Ja też tęsknię za rozmowami z inspirującymi rodzicami, ale w tej tęsknocie cieszę się, że czasem taki impuls jak moje słowo da mi od nich znak życia :) Ściskam!!!!

  • Wiatrem Podszyte

    Lesiu Ty moja kochana, ty Lisico bez biletu, pisz, pisz, pisz!!!!!
    A ja jestem wdzięczna, że mam Cię tutaj u mnie w serce:)
    Dziękuję:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *