Category :

Jestem zielona. Inni mówią „ekorodzic” albo „rodzic bliski naturze”. Zielona czyli tradycyjna. Nie politycznie ani dla szpanu. Zielona, bo staram się wychowywać dzieci bez chemii i całego konsumpcyjnego szaleństwa, bo chcę żeby były zdrowe i nie dały się nigdy ogłupić wielkim koncernom, bo tak rozsądniej. Nieważna nazwa, ważne jak to działa.

SŁOWA
Jako społeczeństwo jemy na co dzień masę śmieci i nawet o tym nie wiemy. Ja też nie wiedziałam, dopóki nie zaczęły się w domu alergie, po których praktycznie dzisiaj nie ma śladu. Zmiany  zapoczątkowała książka deszyfrującą większość konserwantów dodawanych do żywności „E213 Tabele dodatków i składników chemicznych” Billa Stathama. Ta mała publikacja jest tak prosta w obsłudze, że najlepiej od razu pokazać ją dziecku. Ja tak zrobiłam. Usiadłam razem z dziewczynkami i zaczęłyśmy sprawdzać po kolei składy budyniu, bulionu, zupki w proszku, kaszki etc. Opis negatywnego działania jednego z najpopularniejszych konserwantów – glutaminianu sodu (E621) wywołał natychmiastowe powiększenie źrenic u wszystkich nas trzech. Wśród potencjalnych skutków spożywania autor wymienia: skurcze oskrzeli, palpitacje serca, dolegliwości brzucha, poirytowanie,  mdłości, depresję…

O rany! To my nie możemy tego jeść! – natychmiast skomentowała młodsza córka. – I babci trzeba też powiedzieć – dodała starsza. Tak zaczęła się nasza zielona rewolucja. Od kuchni. Kolejne było szukanie przepisów na domowej roboty smakołyki, bo większość tego co gotowe i pięknie zapakowane jest zwykłą trucizną. Pomogła oczywiście babcia, która wie jak wszystko zrobić domowym sposobem. Przecież w czasach jej dzieciństwa nikt nie kupował bulionu w proszku, zabielacza do kawy czy zupki chińskiej… na rynku jest też sporo wartościowych książek na ten temat. Moja ulubiona to „Zamień chemię na jedzenie” Julity Bator. Polecam wszystkim rodzicom, bo jest w niej dosłownie wszystko!

CZYNY
Następnym krokiem było poszukiwanie zdrowych produktów na ryneczkach, od lokalnych producentów i w sklepach z tzw. zdrową żywnością. Szybko doszłam do wniosku, że żeby zdrowo się odżywiać, trzeba jednak się trochę natrudzić – przynajmniej na starcie, bo przecież codzienne gotowanie obiadu to jednak poświęcenie, łatwiej kupić coś gotowego, coś tam zalać albo tylko podgrzać w mikrofali. Na całe szczęście przygotowywanie zdrowego jedzenia raczej szybko wchodzi w nawyk a to sztuczne i konserwowane od razu szczypie w język bo jest zwyczajnie nieprawdziwe. I często boli po nim brzuch, coś tam się nie może strawić, przesunąć. Ale najfajniejsze jest to, że dzieci które karmione są zdrowo od razu to czują. Mają bardzo wysublimowane kubki smakowe. I od razu cierpią kiedy wypiją pół litra coli albo zjedzą gigantyczną porcję frytek.

EFEKTY
A co dostaję w zamian? Dziewczynki naprawdę rzadko chorują, a jeśli coś złapią to trwa to dosłownie chwilę. Chętnie próbują nowości, jedzą warzywa, owoce i zaczynają interesować się tym, z czego robię obiad. Widzą jak szatkuję jakąś zieleninę, mieszam powidła, piekę mięso czy ucieram ciasto. A ja mam spokojne sumienie, że kiedyś ich dzieci być może też zachowają umiejętności, które ja wyniosłam ze swojego domu. I nie będą łykać tych wszystkich antybiotyków, leków na alergię, leków na apetyt i całego oszustwa, które nie byłoby potrzebne gdybyśmy od poczęcia swojego dziecka zdrowo się odżywiali. Myślę – MY – czyli rodzice, bo zmiany trzeba zacząć od siebie. Moja młodsza córka tłumaczy, że „trzeba dobrze jeść, to wtedy organizm będzie dobrze działał”. Prościej się nie da tego wytłumaczyć…

Wywiad z zawodowym siatkarzem i trenerem – Christofem Orman.

 

Czy to prawda, że dzieci są coraz mniej sprawne fizycznie w dzisiejszych czasach?

Ch.O. : Niestety tak… dzieci mają zbyt dużo negatywnych bodźców które je rozpraszają: iPady, tablety, telefony komórkowe. Pomijam wszelkie media społecznościowe typu Facebook. Te wszystkie nowoczesne wynalazki są stworzone dla ludzi świadomych, którzy  potrafią zachować kontrolę…

Jako trener i sportowiec szczerze uważam, że bez prawidłowego  rozwoju fizycznego (dobrej koordynacji wzrokowo-słuchowej, wzrokowo-ruchowej), nawet te najmłodsze dzieci, poniżej 1 roku życia, są BARDZO ograniczone pod względem każdego przyszłego rozwoju fizycznego ale też  oczywiście psychicznego. Im wcześniej jako rodzice zaczniemy dbać o równoczesny rozwój psychiczny oraz fizyczny – tym większe szanse na zdrowe, silne dziecko i oczywiście szczęśliwego rodzica.

Zacznijmy więc od początku. Mam być rodzicem, ale jeszcze nim nie jestem. Malucha jeszcze nie ma na świecie. Czy już na tym etapie mogę coś zrobić dla sprawności fizycznej swojego potomka?

OCZYWIŚCIE!!! Wielu rodziców jest niestety nieświadomych jak wiele już wiemy o  psychologii, pedagogice oraz anatomii dziecka. To przykre, ale pomimo tej ogólnodostępnej wiedzy bardzo często widzimy zaniedbanie rozwoju dziecka już od podstaw. Jeśli nie zbudujemy u swojego syna czy córki prawidłowego i stabilnego fundamentu który będzie trzymał konstrukcję do końca życia – będziemy mieć problemy ze zdrowiem. Rodzice pytają mnie w związku z tym, czy ja zawsze bylem atletyczny… śmieję się ponieważ odpowiedź brzmi: NIE!!! Zdecydowanie bylem aktywnym maluchem od najmłodszych lat, ale zawdzięczam to swoim rodzicom, którzy zachęcali mnie do ruchu i wysiłku fizycznego. Atletyczność przyszła znacznie później, z czasem.

Udzieliłbym jednak kilku rad rodzicom, których dziecko dopiero przyjdzie na świat:
– dobra i mądra dieta, zdrowe umiarkowane odżywianie przyszłych rodziców
– spokój wewnętrzny (mężowie! tu Wasza rola, aby żony czuły się bezpiecznie i nie brakowało im niczego)
– muzyka, zwłaszcza klasyczna bardzo, ale to bardzo wpływa na rozwój intelektualny dziecka już w życiu płodowym – ono słyszy każdy dźwięk, przetwarza a dzięki temu trenuje pamięć, kojarzenie – mózg dziecka rozwija się znacznie szybciej…
– przyszła mamo: pamiętaj o ruchu, ruchu i jeszcze raz ruchu! Ciąża to nie choroba – to piękny okres, w którym są trudne chwile, ale Wasze psychiczne nastawienie ma przeogromny wpływ na to jak Wy przeżyjecie ten okres!

Jakie czynniki jeszcze wpływają na to, że dziecko jest sprawne fizycznie?

Ja to nazywam stymulacją psychiczno-fizyczną. Buduje ją każdy z 5 zmysłów: wzrok, słuch, dotyk, smak, zapach. Kumulacja ich wszystkich tworzy 6 zmysł, niezbędny do uprawiania sportu ale też poszukiwania ruchu przez całe życie: INTUICJĘ. Jest to ogromnie ważne aby pracować nad każdym z tych zmysłów.

Podaj krótkie przykłady?

Wzrok: kolory, natura, drzewa, góry, niebo, ptaki zwierzęta, ocean, powietrze. Natura jest najlepszym nauczycielem i lekiem na wszystkie schorzenia XXI wieku. Dzieci, które często przebywają na powietrzu, cieszą się naturą są dużo dużo zdrowsze.

Słuch: muzyka, w szczególności klasyczna, gra na instrumentach, rytm, taniec, mowa oraz języki obce! Te wszystkie czynniki poprawiają pamięć, koordynację ruchowo-słuchową, przetwarzanie, kojarzenie ale też wrażliwość.

Dotyk: Tata, Mama, Brat, Siostra, Dziadek, Babcia, etc. zwierzęta, rośliny, trawa, piasek, woda…etc. Kontakt z różnymi fakturami, z kochającymi dłońmi bliskich, zmianami położenia poprawiają czucie całego ciała. Dają też dziecku pewność siebie i radość z bycia tu i teraz.

Smak: dobra dieta, a szczególnie mleko matki (zwłaszcza do 2 roku życia) jest najlepszym pokarmem, ponieważ zawiera pełnowartościowy posiłek z odpowiednimi proporcjami białka, węglowodanów, tłuszczy, cukrów oraz minerałów i witamin. Musimy odżywiać nasze dzieci zdrowo!

Właśnie! Jak ta dieta wpływa na rozwój fizyczny dziecka, jego chęć do ruchu?

Bardzo dużo o mówię o tym na wszystkich moich wykładach… „jesteśmy tym co jemy”. Jeśli nasza skóra w przeciągu dni potrafi się zregenerować w 100%, to najlepszy dowód na to, że to co wrzucisz do żołądka tworzy twoje ciało. Chyba nie chcesz żeby twoje dziecko było hamburgerem albo frytką… Jeśli chodzi o szczegóły odnośnie diet, odżywiania moja pierwsza rada: UMIAR. Ogólnie jemy za dużo – dlatego tyjemy, mamy brak motywacji, energii do ruchu bo musimy ją zużyć na przetrawienie wszystkiego co jemy i pijemy!

Jesteś świetnym trenerem i wiem to nie tylko od dzieci, które trenowałeś ale tez po krótkiej obserwacji twojej pracy. Czy przystępując do trenowania od razu widzisz jaki potencjał drzemie w dziecku? Po czym to poznać?

Dziękuję za słowa uznania… Moje wykształcenie oraz lata doświadczeń na pewno pomagają w tym procesie. Obserwacja jest bardzo potrzebna do prawidłowej oceny. Jako rodzice musicie jednak przede wszystkim BYĆ razem ze swoim dzieckiem: bawić się, biegać, pływać, czytać, śmiać się, płakać aby nie tylko budować silną więź która po latach przerodzi się w prawdziwą przyjaźń oraz bezgraniczne zaufanie ale również obudzi w dziecku naturalną ocenę sytuacji. Dziecko samo będzie wiedziało wtedy co jest jego prawdziwą pasją, bo będzie miało silne poczucie własnej wartości. A wtedy moja ocena jego potencjału nie będzie miała znaczenia.

Niektórzy rodzice mówią, że ich dzieci po prostu nie mają dobrych genów, dlatego są ‚ciapowate’ i ‚gapowate’ jeśli chodzi o ruch. Czy to prawda?

Totalnie się z tym nie zgadzam!!! Bardzo często rodzice którzy są w jakimś stopniu niespełnieni przekazują to na swoje dzieci… Rodzice, nie róbcie tego !!! To największy grzech obniżać wartość i potencjał swojego dziecka. Rodzice mają nie tylko dar, ale obowiązek kształtować swoje dzieci na lepszych „siebie”… Dobre słowo zawsze do Ciebie wróci z podwójną silą; negatywne także ale już nie w taki sposób jakbyśmy tego chcieli.

A drugi biegun: rodzic, który realizuje swoje ambicje poprzez trening dziecka – co o tym sądzisz?

We wszystkim musi być zachowany umiar oraz zdrowy rozsądek i przede wszystkim dystans. Nic na siłę… w ten sposób tylko odpychamy dzieci of siebie… Dyscyplina, rygor, codzienne ćwiczenia, obowiązki pozaszkolne od najmłodszych lat mogą doprowadzić do niesamowitego sukcesu…np. Serena i Venus Williams, Michael Jackson to tylko kropla w oceanie talentów. Nie każdy jednak jest w stanie znieść taki reżim i dzielić tę samą pasję co rodzic.

Jak zachęcić nastolatka/kę do ruchu fizycznego?

Jeśli dzieci od początku widzą w rodzicu idola, przyjaciela, to poprzez komunikację i odpowiedni przykład jesteśmy w stanie zmobilizować je do wszystkiego. Tym bardziej do czegoś, co sprawia radość, daje trochę adrenaliny, nowe wyzwania, nowe kontakty z rówieśnikami lub starszymi…

Co najbardziej lubisz w swojej pracy z dziećmi?

 Dziecka szczery uśmiech…;) Nic tego nie zastąpi… Reszta to tylko specjalizacja danych zajęć, etc.

Dziękuję bardzo serdecznie za rozmowę!

 Pozdrawiam serdecznie!

Christof urodził się i wychował w Polsce; skończył studia, trenuje i mieszka w Kanadzie. Jego firma www.performance-volleyball.com szkoli młodych sportowców w Vancouver. Christof ma na swoim koncie złote i srebrne medale w rozgrywkach europejskich i światowych. 

 

 

Dlaczego terapia logopedyczna to nie zabieg kosmetyczny, a logopeda to nie lekarz.

Bywam wściekła. Naprawdę rzadko, bo spokój to moja tajna broń w pracy z dziećmi. Rozumiem też, że jako rodzice mamy obowiązki, terminy, rozkłady jazdy i mnóstwo stresu. Nasze dzieci oddychają tym naszym zdernerwowaniem i nie jest to najlepsze wentylowanie życia. Widzę niejednokrotnie, jak maluch codziennie nawyręża swoje tempo, żeby zdążyć za pędzącym dorosłym. I kiedy siada ze mną do terapii – najpierw musi się wyciszyć zanim zacznie korzystać z tego, czym go częstuję. Czasem trwa to kilka tygodni, bywa że nie następuje w ogóle, bo rodzic oczekuje szybkich rezultatów: żeby bylo taniej, bo terminy gonią, bo wyprawa na zajęcia zabiera czas.

A nauka mówienia to tak zwana wyższa czynność psychiczna, towar z półki na którą trzeba się wspiać z wyczuciem, równo z małymi krokami dziecka, żeby nie strącić po drodze czegoś nieoczekiwanie cennego.

Jak Pani ocenia, kiedy zacznie mówić? – zadają pytanie najbardziej niecierpliwi. – Jutro o 15.30, jak tylko zastrzyk zacznie działać – mam zwykle na końcu języka. I gdybym mogła, to dziabnęłabym jakąś strzykawką takiego pędzącego rodzica, żeby życie mu zwolniło, żeby miał czas na oglądanie liści przez lupę, wycinanie ciasteczek, żeby wyłączył telewizor, schował telefon i na chwilę usiadł do zabawy. Nie do nauki, nie do sprawdzania kolorów czy rozumienia słów – do zwyczajnej, swobodnej i zabawnej ZABAWY. Żeby dziecko się śmiało, wygłupiało, żeby wymyślało niestworzone rzeczy. Rodzic często czasu nie ma, więc szuka terapeuty – kogoś jak ja, kto siada obok malucha i słucha a potem włącza się do zabawy. I ja to naprawdę rozumiem, szczególnie kiedy dorosły nie potrafi albo zapomniał, jak to jest znowu się bawić. Jestem po to, żeby to odkurzyć. Chmurzę się jednak, kiedy rodzic nie rozumie, że dziecko uczy się przez zabawę a nie w toku specjalistycznych technik i zabiegów logopedycznych, które w dodatku muszą sprawiać dziecku dyskomfort, żeby zadziałały.

Mogłabym robić rodzicom zastrzyki w ramach terapii logopedycznej ich dzieci, ale nie dam rady. Nie jestem lekarzem. Uczę tylko mówić. To nie jest zabieg z przewidywalnym przebiegiem. Nigdy nie wiem, kiedy nastąpi znaczący postęp, bo tak naprawdę nie ode mnie to zależy. Od Ciebie – rodzicu zależy jednak wiele, bo twoje dziecko tupta codziennie obok obok Ciebie. Zwolnij, może maluch coś ciekawego zobaczył i jeśli posłuchasz, na pewno Ci o tym opowie…