Wiersz na Święta
Nadzieja
Ubrała się lepiej
Niż zwykle na co dzień
W sukienkę czerwoną
Tę kusą
Na randkę
Do kina
Co wisi
Nieskromnie
I czeka
Na wyjście
Jechała dość długo
Przed siebie bez planu
Aż coś w niej ucichło
Jak silnik
Zgaszony
Szła pewnie
Prosto
Ścieżką
Tam w górę
Niczyją
Stanęła na klifie
Gryzionym przez fale
Na horyzoncie wyspa
Za nią
Kolejna
Potem już
Cisza
Aż do następnej
Parafii
Ludzkiej
Już miała odejść
Bez żalu do tamtych
Którym nie trzeba
Żadnego powodu
Żeby się spełnić
Wytrwać
Wytrzymać
Coś
Udowadniać
Zdobywać
I podszedł człowiek
O zwykłej posturze
Nieduży niemały
Ciężki od strachu
Stanął
Tuż przed nią
Prawie ją
Zdeptał
Popatrzył
W fale
Lecz ona chwyciła
Za jego serce
Ścisnęła zręcznie
Żeby znów
Biło
Komuś
Kto
Kocha
Kochaniem
Zbawia
I poszła spokojna
W sukience czerwonej
Nadzieja zziębnięta
Uratowana
Poszła pod
Rękę
Znów
Zakochana
W człowieku
Słabym
Jak ona
Sama
Agata Lesiowska
Glasgow 2019
Dodaj komentarz