CZY KURA WIE, ŻE Z JAJKA WYKLUJE SIĘ KURCZAK?
W przypadku niektórych zwierząt wyższego typu, jak na przykład u psów, jest możliwe, że po wielu powtarzających się razach zwierzę zrozumie konsekwencje swojego instynktownego zachowania. Jest jednak mało prawdopodobne, żeby kura – niezależnie od tego czy to jej pierwszy czy dwudziesty raz kiedy wysiaduje jajka – miała odczucie inne od tego, że na jajkach zwyczajnie dobrze się siedzi. I dzieje się tak niezależnie od tego, że ta sama kura może być też szczęśliwa widząc wykluwające się z nich kurczę.
The Children’s Encyclopedia, Vol. 2, The Education Book Company Limited, London, E.C.4
Tłumaczenie: Agata Lesiowska
Bogaty jest nie ten co ma dużo, ale ten co mało potrzebuje
Wyobraź sobie, że możesz wychować dzieciaki, które:
• Nie mają najnowszych telefonów ani gadżetów i wcale nie narzekają, że są z tyłu
• Nie noszą najmodniejszych ubrań i nie mają o to do Ciebie żalu
• W ich pokoju jest zaledwie skromna ilość zabawek/sprzętów i równie prosty wystrój
• Potrafią zrobić dom z tektury, korale z makaronu, notes z niepotrzebnych kartonów, półkę ze sklejki, miśka ze skarpety – nie dlatego, że muszą, ale dlatego że ktoś kiedyś otworzył im te drzwi…
• Podczas zakupów pomagają ci, nie ciągną za rękaw wołając o czy owo
• Cieszą się ze wszystkiego co dostaną, są autentycznie wdzięczne za nowy bidon na wodę albo koszulkę do biegania
To dzieci wychowane w minimaliźmie – najpierw z konieczności a potem bardzo świadomego wyboru ich rodziców. Znam takie dzieci. Są obok mnie. To moje dzieci. Mają swoje zachcianki i pewnie wzdychają do świata, w którym możesz mieć wszystko – kto nie wzdychałby – potrafią jednak doskonale zauważyć, że nadmiar jest gorszy od braku. To oczywiście indywidualny wybór i słyszę wyraźnie głosy oburzonych: ’Przecież zarabiam, to mnie stać’. Teraz Cię, kochany rodzicu stać, ale jutro może być inaczej, czego Ci oczywiście nie życzę. Poza tym ułatwisz życie swojemu dziecku jeśli ograniczysz na nie wydatki. Szokujące? Oczywiście, bo przecież łatwiej zadowolić malucha nowymi zabawkami aniżeli wspólną zabawą tym, co ma już od dawna albo właśnie sam wykonał. Do tego potrzeba Twojego udziału. Ułatwisz mu zatem życie nie kupując tego co zbędne, ucząc czekania na upragnione rolki czy odmawiając sprzętów, które tylko zagracą pokój.
Wychowanie dziecka w minimaliźmie jest najprostszym sposobem na podarowanie mu tego, czego najbardziej potrzebuje – miłości do najbliższych i szacunku do tego co posiada. To odwrócenie uwagi od potrzeby gromadzenia, otaczania się przedmiotami i ciągłego szukania dla nich miejsca. To pobudzenie kreatywności, nauka szacunku dla pracy innych, najlepsza lekcja przedsiębiorczości. Jeśli bowiem dziecko bardzo czegoś pragnie, w wychowaniu minimalistycznym musi na to oszczędzić czyli poczekać i cierpliwie zbudować w sobie autentyczną potrzebę a nie szybko spełnioną zachciankę.
Jeszcze zanim dziecko się narodzi dobrze zrobić sobie wstępny plan bez czego na pewno możemy się obejść. Nie kierujmy się reklamami, ale zdrowym rozsądkiem, bo na rynku jest mnóstwo zbędnych dziecku (a tym bardziej rodzicowi) gadżetów, bez których można się obejść. Staraj się nie myśleć, że twój maluch musi mieć wszystko najlepsze! To wielki błąd. Twój maluch musi mieć szczęśliwych i obecnych przy nim rodziców. Tata, który całymi tygodniami jest poza domem, bo zarabia na kolejne ekstrawaganckie dodatki sam staje się takim dodatkiem w życiu dziecka. Nie dajmy się wpędzić w pułapkę zarabiania na własne dzieci. Zarabiajmy na życie, w tym fajnie spędzony czas, wyjazdy i pasje najbliższych.
Poszukaj kogoś w rodzinie lub wśród przyjaciół, kto właśnie wyrósł z pieluch. Może uda się odkupić większość potrzebnego sprzętu albo część wyprawki. Nie wstydź się tego, że fundujesz dziecku coś używanego, dziecko na to zupełnie nie zwróci uwagi a środowisko naturalne podziękuje Ci kiedyś, bo współczesny konsumpcjonizm jest odpowiedzialny za degradację tego środowiska.
Zrezygnuj ze wszelkich elektronicznych i plastikowych zabawek. Małe dzieci zwrócą na nie uwagę przez chwilę a potem uparcie będą wyrywać z ręki to co akurat używasz: łyżkę, tusz do rzęs, szczoteczkę do zębów. Kupuj tylko takie zabawki, które są dobrej jakości i najlepiej wykonane metodą rękodzielniczą. W ten sposób wesprzesz też artystów i ludzi, którzy doskonalą ginące zawody. Drewniany gryzak, karuzelka z drewna lub tkaniny nad łóżeczko, miś który będzie spał z twoim dzieckiem przez najbliższych kilka albo kilkanaście lat a na późniejszym etapie klocki, drewniane figurki, drewniany pociąg i samochody, porządne kredki, materiałowe i tekturowe książeczki. Tyle wystarczy. Postaw na jakość a nie ilość.
Nie przesadzaj z dekoracją pokoju swojego dziecka. Nie wyklejaj ścian dziesiątkami naklejek, nie wieszaj zbyt wielu obrazków, nie używaj zbyt wielu kolorów. Maluchowi znacznie łatwiej będzie wypocząć i skoncentrować się na zabawie w neutralnym pomieszczeniu. Wszelki nadmiar będzie tylko zachęcał do zrywania, ściągania i bałaganienia. Poza tym twoje dziecko najprawdopodobniej będzie zwykle przebywać tam, gdzie jesteś ty czyli wszędzie tylko nie w swoim pokoju.
Zamknij ciasno portfel na samą myśl o: chodziku (który zakłóca naturalny rozwój funkcji motorycznych dziecka), telewizorze, tablecie, tzw. foteliku edukacyjnym, basenie piłek, dwujęzycznych zabawkach elektronicznych i wszelkich plastikowych gadżetach większych od pudełka do butów. Nie trać pieniędzy na coś, czym dziecko szybko się znudzi. Wymyślaj zabawy z użyciem tego co masz pod ręką: pudła kartonowego do zrobienia domku, pokrywek i pojemników do wygrywania rytmu, pustych butelek PET do wypełnienia koralikami/grochem w formie grzechotki. Przez pierwsze 2 lata twój maluch będzie przede wszystkim badał otoczenie, obserwował i naśladował Ciebie, czekał aż pokażesz w książeczce jak dźwięk wydaje małpa…
Staraj się mieć za mało ubrań dla dziecka a prawdopodobnie okaże się, że masz ich wystarczająco. Ubieraj dziecko tak, by ciuszki pozwalały mu swobodnie biegać, poruszać się i pobrudzić bez żalu za zniszczoną kreacją. Zrezygnuj więc z drogich ubranek. Na specjalne okazje trzymaj coś ekstra, ale na co dzień bądź praktycznym rodzicem. Niech dziecko będzie zadbane, ale nie wystylizowane. Nikt mądry nie będzie oceniał twojego rodzicielstwa przez pryzmat stylu twojego dziecka. Ma dziurkę w rajstopach? Zaceruj – nie wyrzucaj. Niech świat widzi, że idziesz pod prąd, nie dajesz się presji bo ta dziura wzięła się z intensywnej i szalonej zabawy, której twojemu dziecku nie brakuje.
Bez żalu zrezygnuj z organizowania tzw. kinder party czyli przyjęć urodzinowych, podczas których twoje dziecko dostaje w prezencie mnóstwo tzw. przydaśków czyli przypadkowych zabawek, które tylko zawadzają. Zamiast wydawać pieniądze na przyjęcie – kup sprzęt sportowy i pokaż jak go używać albo zabierz n.p. na wycieczkę do Amsterdamu.
Więcej na temat nadmiaru zabawek napisałam w poście:
Nie daj się namówić starszemu dziecku na telefon komórkowy i tablet tak długo jak się da. Dostęp do internetu to, oprócz najbardziej okrutnego złodzieja dzieci – nagła fala potrzeb czyli wielki wróg minimalizmu. Przecież koleżanki wrzucają zdjęcia prezentów świątecznych, którymi zasypane jest ich łóżko, koledzy chwalą się nowymi gadżetami, każdy coś tam posiada i to fotografuje. Telefon ma służyć do dzwonienia. Czas przed komputerem i telewizorem limituj i nieustannie zachęcaj dziecko do regularnego wysiłku fizycznego.
Nie kupuj tylko dlatego, że jest akurat jest moda, na: play station, kolekcje figurek, świecące w nocy bransoletki, tanie pamiątki znad morza, buty z kółkami. Wybierajcie razem wartościowe przedmioty, coś co przetrwa i nie znudzi się dziecku a w rezultacie nie wyląduje w nie domykającej się już szufladzie. Pomyśl, że te wszystkie zachcianki trzeba gdzieś upchnąć, potem je przejrzeć i w końcu pozbyć się ich. Nawet jeśli dziecko przez chwilę było zadowolone, to nie wystarczy żeby nauczyć je prawdziwej satysfakcji z czegoś co ma wartość.
Po ente i zarazem pierwsze – żyj rodzicu według zasady minimalnych potrzeb. Daj przykład, że masz mało, ale to co posiadasz ma dla Ciebie znaczenie, bo Ci służy. Bądź zachłanny tylko na jedno – czas dobrze spędzony z rodziną a ominie Cię większość problemów dzisiejszego świata nadmiaru.
tekst Agata Lesiowska
zdjęcia: Agata Lesiowska
Szkocja to, wbrew stereotypom, fantastyczne miejsce na krótki wypad z rodziną. I piszę to oczywiście zachęcając do odwiedzin wszystkich, którzy się z tym ociągają (tak, tak kochani bracia, siostro, szwagrze, Kasiu, Aniu, Jolu, Magdo, Marlenko), ale też dlatego, bo jestem zwyczajnie szczęśliwa, że tu mieszkam. Wcielam się więc w rolę instytucji promującej Albę (Szkocja po gaelicku) i podrzucam garstkę pewników.
• Pada, ale nie zawsze. Bywa też słonecznie – tak jak w ciągu ostatniego półrocza. Płaszcz przeciwdeszczowy zawsze jednak dobrze mieć przy sobie. I wygodne buty. I sweter kiedy przywieje chmury znad oceanu.
• Wcale nie jest dużo zimniej niż w Polsce. Lato jest zwykle umiarkowanie ciepłe a zima bardzo ciepła ze śniegiem tylko w górach. Jest duża wilgotność powietrza dzięki czemu skóra wygląda młodziej niż na kontynencie.
• Szkocja ma piękną historię, jeszcze piękniejsze krajobrazy i bardzo przyjaznych mieszkańców. To nasz dom od trzech lat, w którym czujemy się jak u siebie – w dużej mierze dzięki ludziom. Codziennie ktoś się uśmiecha do mnie, zagaduje kiedy prowadzę za rączkę malutką Marysię czy zatrzymuje się, żeby chwilę porozmawiać. Szkoci są bardzo przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców, ich akcent jest jednak często bardzo nieprzyjazny dla niewprawnego ucha.
Krótki filmik „Szkocki akcent w windzie”
Zachwycają oczywiście widoki. Oto nasza lista osobista tego, co warto zobaczyć, ale oczywiście miejsc do robienia imponujących 'selfie’ jest w Szkocji więcej:
Lochs, czyli jeziora. Zwykle otoczone górami, z bardzo zimną wodą i wieloma legendami. Strach się kąpać, więc najodważniejszym należy się potem… kieliszek whisky!
Fot. Loch Eck, Argyll
Góry. Góry Kaledońskie i Grampiany, Munros -czyli pagórki o wysokości prawie 1000 m npm, wzniesienia. Piękne, nasze ukochane miejsca gdzie gorąca herbata z termosu smakuje jak ambrozja!
Fot. Glen Cloe
Kamienne kręgi. Miejsca mocy, historii i wszystkiego co magiczne. Można tu poprosić o poradę, spełnienie życzenia albo przenieść się w czasie jak Clair – bohaterka książki i filmu „Outlander”
Fot. Machrie Moor, Standing Stones, Isle of Arran
Plaże. Tysiące kilometrów plaż wokół wysp. Nie jest najmniejszym problemem znalezienie takiej, na której będziecie sami. Można się zdrzemnąć, zrobić piknik a nawet zadać bardzo ważne pytanie…x
Fot. Red Point in Wester Ross
Zamki – dawne siedziby szkockich klanów. Ze Szkocji trzeba przywieźć chociaż kilka zdjęć miejsc, które należały do McLeodów, McTavish’ów, Maxwellów albo Mackintosh’ów.
Fot. Lochranza Castle, Isle of Arran
Single-track roads czyli drogi jednopasmowe, terapia dla nerwowych i szybkich kierowców, najczęściej w bardzo oddalonych miejscach lub na małych wyspach. Wymijać się można w zatoczkach, trzeba bardzo uważać przed zakrętem i pod górkę.
Fot. Calum’s Road, Isle of Raasay
Mamy dużo więcej zdjęć. I całe szczęście, że ciągle ich przybywa. Wkrótce pokażemy Glasgow, może lisa uda się też sfotografować !
tekst Agata Lesiowska
zdjęcia: Agata Lesiowska i Saku
Będzie krótko ale bardzo wesoło, bo wrzucając dziecku do wanny kulę kąpielową nie sposób się nie cieszyć razem z nim. Zróbmy sobie więc kule. To bardzo łatwe i szybkie zadanie, świetny sposób na wspólną chwilę z maluchem. Niedawno prowadziłam tutaj w Glasgow warsztaty z dorosłymi paniami na temat właśnie kul kąpielowych i to było jedno z bardziej relaksujących spotkań. Wcześniej robiłam kilka prób z klejeniem tzw. bath bombs ze swoimi nastolatkami i to też była przewesoła zabawa, zakończona w dodatku kąpielą. Spróbujcie zatem i wy ukleić kilka kulek!
1 szklanka sody oczyszczonej (ok 210 ml)
1/2 szklanki kwasku cytrynowego
1/2 szklanki soli (najlepiej Epsom albo Himalajskiej)
1/2 szklanki skrobi ziemniaczanej lub kukurydzianej
1 łyżka stołowa oleju migdałowego/oliwy/ innego oleju
10 kropli olejku esencjonalnego
2 łyżeczki barwnika do żywności (opcjonalnie)
woda w atomizerze czyli 'psikaczu’
foremka do lepienia kuli (my użyliśmy plastikowych ozdób bombkowych)
Suche składniki wymieszaj dokładnie w misce. Mokre składniki połącz w niewielkim naczyniu i rozlewaj po całej powierzchni suchej masy. Klejąc kulkę psikaj na miksturę wodą z atomizera. Rób to małymi porcjami, żeby soda i kwasek cytrynowy nie weszły w reakcję i nie szalały w misce. Kiedy osiągniesz konsystencję mokrego piasku (kształt będzie zostawał w dłoni) – czas na formowanie. Wypełnij luźno ale z zapasem obie połowy foremki i dociśnij. Opukaj łyżeczką, delikatnie wyjmij. Jeśli zawartość zostaje w formie – mikstura jest zbyt mokra – w takim wypadku dodaj więcej któregoś z suchych składników. Bomba powinna wyschnąć przez noc, możesz przyspieszyć ten proces wkładając ją do lodówki.
Nadwyżkę produkcji przechowuj w ciasno zamkniętym szklanym słoiku, z dala od światła. Zawsze bądź przy dziecku kiedy wrzuca bombę do wody. Po użyciu bomby uważaj przy wychodzeniu malucha z wanny, żeby nie poślizgnął się na ewentualnych, niewielkich ilościach oleju! Stosuj w gorsze dni, na pocieszenie i zachętę – żeby życie dziecka też miało czasem trochę bąbelków ;)
tekst Agata Lesiowska
zdjęcia: Agata Lesiowska
Długi i spokojny sen dla rodzica coraz częściej jest dobrem luksusowym, jak wczasy na plaży, wyjście z kolegami do pubu, kąpiel w błocie czy wizyta u masażystki. Zdarza się, ale na tyle rzadko żeby często wzdychać na samą myśl wylegiwania się do późnych godzin porannych. Pamiętam, że jednym z moich najtrudniejszych wyzwań rodzicielskich, kiedy po raz pierwszy zostałam mamą było przyzwyczajenie się do poszatkowanej pobudkami nocy i ciągłej deprywacji snu. Łapałam wówczas każdą chwilę, żeby tylko zdrzemnąć się z moją pierwszą córką, która co kilka godzin potrzebowała piersi. Po latach uprawiania nocnego wstawania na zawołanie, zbyt wczesnych poranków i nieprzyzwoicie przeciąganych dni, żeby tylko wieczorem złapać coś dla siebie – organizm w końcu zahartował się roli człowieka bez wystarczającej ilości snu. Zdaje go praktycznie każdy rodzic, ale każdy w swoim czasie.
Tyle o nas, dorosłych. A teraz pochylmy się nad snem malucha, bo zwykle próbujemy go uregulować tak, by synchornizował się z naszymi potrzebami. I to jest największy błąd, jaki może popełnić rodzic.
W naturalnym wychowaniu rodzic doskonale rozumie, że dziecko ma zupełnie inny rytm dobowy. Rodzący się noworodek przesypia właściwie większość doby, ale może zupełnie nie stosować się do zasady dłuższych drzemek nocnych i krótszych dziennych. To dlatego kobieta w ostatnim trymestrze ciąży, zanim jeszcze urodzi swoje dziecko wybudza się kilka razy w nocy za potrzebą. Pęcherz jest oczywiście uciśnięty przez rosnący płód, ale natura pomyślała o wszystkim – jest to jednocześnie trening przed pojawieniem się powodu regularnych nocnych pobudek. Zupełnie jak w wojsku! Musisz być mamo gotowa do stawienia czoła wyzwaniom 24 godziny na dobę!
Z czasem, po pierwszym roku życia kiedy dziecko zaczyna chodzić i większą część dnia zwyczajnie eksploruje świat ilość drzemek zmniejsza się radykalnie i zostaje ta jedna – główna, kiedy mama może rzucić się na wszystkie zostawione w biegu obowiązki. Około trzeciego roku życia (czasem wcześniej, czasem później) maluch nie potrzebuje już w ogóle dziennej drzemki, przesypia całą noc i problem regulowania jego rytmu znika. Pewne niedogodności wracają później w wieku dojrzewania, kiedy trudno nastolatka wybudzić do szkoły, ale powody porannej ospałości są wówczas całkiem podobne do dorosłej tęsknoty za długim wylegiwaniem się.
Na rytm dobowy i długość snu dziecka wpływa wiele czynników. Wśród nich znajdują się:
– sposób karmienia – dzieci karmione piersią mają zwykle krótsze, ale częstsze drzemki od dzieci karmionych sztucznie, potrzebują częstszego przystawiania do piersi i bliskości mamy; sam proces przytulania się do piersi i pobierania z niej pokarmu jest dla malucha bardzo relaksujący i zachęcający do zdrzemnięcia się
– stan zdrowia – w pewnych jednostkach takich jak np. autyzm dziecko może mieć spore kłopoty z dłuższymi drzemkami ze względu na liczne silnie działające bodźce (ciepło, światło, hałas, czucie głębokie etc), podobnie jest u dzieci z ciężką postacią egzemy, ale także przy infekcjach, alergiach, zapaleniu cewki moczowej, gorączce, różnego rodzaju dolegliwościach bólowych
– temperament¹ – to tak jak z nami – dorosłymi – są osoby którym wystarcza 6 godzin snu i susły, dla których 10 godzin nocnego odpoczynku to za mało, poza tym niektóre dzieci potrafią samoistnie zasnąć po wybudzeniu się w nocy, inne potrzebują obecności rodzica którego wzywają głośnym płaczem; wszystko jest indywidualną kwestią
– intensywność odbieranych bodźców i sposób ich przetwarzania – dziecko, które chłonie wszelkie zmiany, jest bardzo aktywne, szybko rozwija się motorycznie będzie potrzebowało innego rytmu drzemania aniżeli maluch, który jest spokojny i bardziej skoncentrowany na pojedynczych bodźcach; dziecko nadwrażliwe może szybciej odczuwać zmęczenie i znużenie a co za tym idzie potrzebować dłuższego snu
– nastrój mamy – dziecko mamy zestresowanej, która nieustannie się spieszy, jest niepewna swojej roli czy w jakimkolwiek wymiarze napięta prawdopodobnie będzie miało kłopoty ze spaniem współodczuwając napięcie osoby, z którą do niedawna było organicznie połączone i wyraźnie potwierdzają to badania naukowców²
– włączony telewizor lub korzystanie z tabletu/komputera– dzieci wychowywane od pierwszych miesięcy przy włączonym telewizorze mogą mieć ogromne problemy z drzemkami w ciągu dnia, podobnie jak te maluchy które mają dostęp do innych mediów elektronicznych; stymulacja wzrokowo-słuchowa bodźcami o bardzo dużej zmienności i częstotliwości jest dla młodego mózgu jak połknięcie środka odurzającego; system nerwowy takiego dziecka jest stale przeciążony i nieustannie przetwarza, co znacznie utrudnia wejście w fazę wyciszenia która poprzedza sen/drzemkę dziecka ; naukowcy zmierzyli, że każda minuta spędzona przy tablecie/komputerze przekłada się na 15,6 minuty mniej snu nocnego³
Pomimo krążących (bardzo zresztą szkodliwych) porad o konieczności regulowania snu noworodka i niemowlęcia nie ma zupełnie sensu zajmowanie się tym zagadnieniem. Dziecko powinno spać tak długo, jak chce i tyle razy ile tego potrzebuje. Żadna, najmądrzejsza chociażby aplikacja ani najbardziej doświadczona mama/babcia/ciocia nie ma pojęcia w jakich odstępach czasu powinna nastąpić drzemka mojego dziecka. To wie wyłącznie organizm malucha i wyraźnie daje znać płaczem, potem marudzeniem, przecieraniem oczu, ziewaniem i pewnym wieku pokładaniem się na płaskich powierzchniach. Żeby zatem nie zwariować i jakoś odnaleźć się w tym świecie trzeba być zwyczajnie elastycznym. Nie planować dnia wokół drzemki o godzinie 10.00, 14.00 i 18.00, bo jeśli maluch danego dnia się spóźni – mama zacznie się stresować. Nie ustalać precyzyjnie pory zaśnięcia nocnego. Świetnie jest budować wieczorny rytuał w postaci kolacja, kąpiel, czytanie i usypianie, bo to pozwala maluchowi wsłuchiwać się w swoje potrzeby, jeśli jednak z jakiegoś powodu danego dnia dziecko nie daje oznak zmęczenia – absolutnie nie usypiać na siłę.
Usypianie dziecka wbrew jego woli jest pomyłką a już zwyczajnie niedopuszczalne jest tzw. przetrzymywanie płaczącego malucha w samotności, żeby tylko zasnął sam. Zaśnie oczywiście, umęczony ogromnym napięciem i zakodowanym właśnie poczuciem bezsilności. Rodzic jest osobą, na którą dziecko zawsze może liczyć, która przytuli kiedy smutno, pomoże kiedy coś boli, wesprze kiedy świat odrzuci. Nie może ten sam rodzic dopasowywać potrzeb dziecka do własnych. Maluch ma pierwszeństwo.
Każdy rodzic, jeszcze zanim jego dziecko przyjdzie na świat powinien natomiast usłyszeć o tym, że jego życie wkrótce będzie o sto razy bogatsze i piękniejsze, ale ceną jaką zapłaci będzie całkowita zmiana jego priortetów. Koniec z powolnym delektowaniem się kawą, wyprasowaną koszulą, czasem wolnym na oglądanie seriali czy sobotnim wylegiwaniem się w łózku. Szeregowy ma być w każdej chwili gotowy! Tak ma być i kropka. Kiedyś zrozumiem po co, na razie pokornie spijam zimną herbatę, wyciągam z szafy znienawidzone i wyciągnięte legginsy patrząc ze smutkiem na seksowną kiecuszkę i nieprzytomna wstaję bladym świtem żeby nakarmić potomstwo. Jak rozkaz to rozkaz!
tekst Agata Lesiowska
zdjęcie: Agata Lesiowska
Żródła:
¹ Nighttime sleep-wake patterns and self-soothing from birth to one year of age: a longitudinal study, MM Burnham, BL Goodlin-Jones, EE gaylor, TF Anders, The Journal of Child Psychology and Psychiatry, 2002
² Sleep disorders in early childhood: association with insecure maternal attachment, Benoit D, Zeanah CH, Boucher C, Minde KK, J Am Acad Child Adolesc Psychiatry. 1992
³ Daily touchscreen use in infants and toddlers is associated with reduced sleep and delyed sleep onset, CHM Cheung, R Bedford, IR Saez De Urabain, A Karmiloff-Smith, TJ Smith, Scientific Reports, 2017
Kochani rodzice, na pewno zetknęliście się poradą: chcesz mieć inteligentne dziecko – przykładaj do ciążowego brzucha słuchawki z muzyką Mozarta! Zgodnie z tym, co mówią orędownicy niniejszej teorii docierające do rozwijającego się mózgu bodźce przyspieszą jego rozwój. Znalazłam w sieci kanały z tą piękną muzyką, które przeznaczone są wyłącznie dla mam ciężarnych, płyty ze specjalnie dobraną muzyką dla ciężarnych do odtwarzania nienarodzonemu dziecku a nawet specjalne pasy zakładane na brzuch z mądrymi systemami odtwarzania muzyki czy słuchawki brzuszne. Wszystko po to, żeby tylko Mozart lepiej penetrował wnętrze brzucha! Okazuje się, że wokół odtwarzania nienarodzonym dzieciakom Mozarta kwitnie spory biznes. I chociaż sama jestem właśnie w ciąży to muzyki słucham dla własnej przyjemności, nie treningu dziecka. Jeśli mój oddech zwalnia, uspokajam się przy serenadzie „Eine kleine Nachtmusic” i rzucam w kąt garnki żeby przez chwilę się nie spieszyć to mój organizm karmiący moje dziecko też staje się lepszym gniazdem dla pisklaka. Szkoda mi jednak tych mam, które wierzą, że taka muzyka już na starcie zapewni wyższe IQ ich maluszkom. Przekonuje się je bowiem, że tzw. dobre słuchanie czyli przetwarzanie przez płód odpowiednio dobranego zakresu częstotliwości (obecnego m.in. w muzyce Mozarta czy śpiewach gregoriańskich) zwiększy możliwości percepcji słuchowej maluszka. I co najgorsze, zachęca się takie mamy do wydawania pieniędzy na fałszywe obietnice zamiast na świeże owoce, których zjedzenie bardziej przysłuży się dziecku.
Mozart dla płodu to mit. Obalony bezsprzecznie przez profesorów neuropsychologii, którzy napisali fantastyczną książkę do której odsyłam szczególnie osoby podatne na nowinki popularnej psychologii i wszelkiego typu gadżety rozwijające mózg: „50 wielkich mitów psychologii popularnej”¹. Autorzy wskazują, że mit jest zwykłym wypaczeniem interpretacji wyników znanego eksperymentu naukowego badaczy z Uniwersytetu Kalifornia (Rauscher, Shaw, & Ky, 1993), którzy udowodnili że po 10 minutach słuchania sonaty fortepianowej Mozarta testowani studenci wypadli lepiej w zadaniach przetwarzania przestrzennego polegających na składaniu papieru w porównaniu z kolegami słuchającymi muzyki relaksacyjnej lub ciszy. Tak zwany 'efekt Mozarta’ nie przełożył się jednak na stałe podniesienie ilorazu inteligencji i dalszą poprawę funkcji intelektualnych. Wyższe wyniki w teście były spowodowane tzw. krótkoterminowym emocjonalnym ożywieniem. Media jednak oszalały, świat zachłysnął się panaceum na lepsze wyniki do tego stopnia, że płytę z muzyka CD przez jakiś czas zaczęto nawet dawać wszystkim noworodkom w Georgii, USA.
Prawdą jest, że słuch dziecka specjalizuje się w drugiej połowie jego płodowego życia i doskonali aż do porodu. Nikt jednak nie przeprowadził badań na ciężarnych matkach a następnie noworodkach potwierdzając działanie 'efektu Mozarta’. Mitem jest, że bombardowanie brzucha określonego typu muzyką wpłynie na tworzące się struktury nerwowe. Nie urodzę muzyka klasycznego, instrumentalisty czy dyrygentki jeśli karmić będę brzuch muzyką poważną. Mam jednak znacznie większe szanse na zdolne dziecko jeśli jestem zdrową matką, zdrowo się odżywiam i prowadzę zdrowy styl życia wspólnie ze zdrowym wspierającym mnie ojcem mojego dziecka.
Jedynym sposobem wsparcia rozwoju intelektualnego narodzonego już dziecka jest zwyczajne wykorzystanie jego aktualnych możliwości i zainteresowań. Jeśli stale sięga po układanki – usiądź z nim rodzicu i pomagaj odkrywać coraz to trudniejsze puzzle. Jeśli lubi bawić się w piasku i błocie – szukaj miejsc, gdzie można ulepić najlepsze zamki albo zrobić najgłębsze tunele. Pomagaj zdobywać szczyty na miarę małych nóg dziecka. Najlepiej ujął to rosyjski psycholog Lew Wygotski : ’Jeśli trzylatek nie posiada umiejętności poznawczych do nauczenia się mnożenia, to niezależnie ile razy będzie mu przedstawiana tabliczka mnożenia – jego zdolności matematyczne się nie zwiększą bo mnożenie znajduje się poza sferą jego aktualnych możliwości rozwojowych. Dziecko nauczy się mnożenia kiedy jego mózg będzie na to gotowy’. Wygotski przekonywał, że edukacja nie polega na przyswojeniu sobie danej umiejętności albo wiedzy, ale rozwoju umiejętności dziecka do uczenia się.
Szkoda, że tak niewiele osób czuje w czym rzecz a rodzice dają się złowić na tłustą przynętę łatwego sposobu na zapewnienie dziecku optymalnego rozwoju.
Dziecko rozwinie się świetnie jeśli nie będziemy mu tego rozwoju utrudniać i w porę dostrzeżemy to, co je najbardziej interesuje żeby pobudzić ciekawość oraz chęć odkrywania nowych umiejętności. Mozart niech sobie gra w tle, ale nie dajmy się nabrać wizji półśrodka.
tekst Agata Lesiowska
zdjęcie: Saku
¹’50 great myths of popular psychology: shattering widespread misconceptions about human behavior’ Lilienfeld, Scott O., Steven Jay Lynn, John Ruscio, Barry L. Beyerstein , 2010, Chichester, West Sussex; Wiley-Blackwell
Mam trzy córki. Każda jest dla mnie cudem i powodem do dumy. Zupełnie nie rozumiem kultur, w których rola kobiety jest marginalizowana a matka najbardziej cieszy się kiedy rodzi syna. Nie jestem jednak feministką, bo mam świadomość jak wiele wywalczyłyśmy przez ostatnie stulecie i jak dużo w dzisiejszych czasach możemy. Im więcej kobiet poznaję, tym bardziej przekonuję się, że popełniamy jednak podobne błędy, wpadamy w zaskakująco blisko wyglądające sidła. Kierujemy się w życiu emocjami, sercem, ulotnym poczuciem bezpieczeństwa i spadamy nie zawsze na cztery łapy. Nie wiem wiele, też się potykam, ale to co już się uzbierało spisuję poniżej w formie listu do córek, żeby potrafiły szybko się otrzepnąć po bolesnych wypadkach, które niechybnie je w życiu czekają i żeby szły przed siebie z poczuciem ogromnej kobiecej siły. Przeczytajcie dziewczyny…
…kiedy będzie na to pora.
Miłość znajdzie Cię sama kiedy będziesz na nią gotowa. Jeśli będziesz szukać, rozglądać się, starać i – nie daj Boże- denerwować, że jesteś sama – w najlepszym wypadku trafisz na kogoś, kto wypełni twoją pustkę i zagłuszy twój strach przed byciem solo. Taka relacja będzie zaledwie jak umoczenie ust kiedy chce się pić. Nadal będziesz spragniona, bo nie zniknie przyczyna tego, że chce Ci się pić.
Prawdziwa miłość jest wielkim darem, rzadkością i jeśli nadejdzie w odpowiednim momencie, rozpoznasz ją bez trudu. Taka miłość da Ci pewność siebie, spokój, bezpieczeństwo i – paradoksalnie – niezależność. Zrozumiesz, że nie potrzebujesz drugiej osoby do szczęścia a to, że masz kogoś takiego obok jest wielkim przywilejem. Nie będziesz jednak się bać, że tę miłość stracisz bo twoje serce będzie widziało zanim oczy zobaczą a uszy usłyszą. Niczego Ci nie ubędzie, nawet jeśli będziesz szła na kompromisy, bo to czego się wyrzekniesz – wróci w innej formie. Poznasz wówczas sens bycia w parze, nauczysz się z drugą osobą jak rozwiązywać konflikty, patrzeć na świat innymi oczami, akceptować własne niedoskonałości, doceniać swoją kobiecość, wybaczać i dziękować za to, czego nie będziesz się spodziewała otrzymać. Taka miłość będzie jedną z większych lekcji życia.
Wcześniej wiele razy podrapiesz sobie serce rozczarowaniami, niespełnionymi tęsknotami, może nawet krzywdą. I to będzie bardzo dobre. Każda twoja łza tęsknoty, bezsilności i złości będzie ważna. Uzbierasz w ten sposób kapitał, który wydasz kiedy przyjdzie pora jeśli tylko zrozumiesz, że to jest właśnie PROCES. Proces dochodzenia do punktu, w którym jesteś gotowa na prawdziwą miłość.
Miej przyjazne serce, otwarte oczy i wiarę w to, że Twoja miłość na pewno Cię nie ominie. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Szukaj w życiu takiej pracy, która będzie twoją pasją. Nie kieruj się rozsądkiem, nie kalkuluj czy twój zawód zapewni Ci wysokie zarobki. Pochyl się nad tym, w czym jesteś naprawdę świetna, co Cię pochłania i przychodzi z łatwością. Nie ma znaczenia cudza opinia na temat przydatności twojej pasji, bo ta pasja zaprowadzi Cię tam, gdzie być może nikt nie doszedł. A może po prostu będziesz tak dobra w swojej profesji, że pomimo konkurencji to Ciebie ludzie będą najbardziej cenić. Ciebie ma to jednak zupełnie nie obchodzić. Praca dla uznania jest pułapką. Liczy się tylko to, czy wstajesz rano z radością myśląc o swoim dniu. Zaufaj swoim talentom, nawet tym najbardziej banalnym jak klejenie zwierzaków z filcu, pieczenie, machanie jojo czy edytowaniem filmików. Doskonal się, szukaj innych – podobnych sobie pasjonatów – i nigdy nie zakładaj, że jesteś już świetna. To nie ma znaczenia. Liczy się to, czy świetnie się czujesz z tym co robisz i czy potrafisz to udoskonalić. Odkryjesz w ten sposób nowe lądy, poznasz fantastycznych ludzi, wzbogacisz swoje i innych życie o coś, co ma wartość. Wartość bowiem ma wszystko co robimy z sercem!
Wszystko podlega zmianom. Popatrz na drzewa. Przez całą zimę śpią, przeczekują trudny świat po to, żeby wiosną łapczywie chwytać z gleby pożywienie a z powietrza światło potrzebne latem do wydania owoców. Jesienią muszą odsapnąć, nadszarpnięte i umęczone obowiązkami zwijają liście, chowają się pod grubą osłoną kory byle przetrwać zimę i znowu obudzić się wiosną. Mnie też kiedyś nie będzie. I Ciebie nie będzie. I twoje plany będą się zmieniały, twoje priorytety, obowiązki i marzenia. I to jest dobre. Bądź otwarta na te zmiany a wiosna na pewno przyjdzie, nawet jeśli zima będzie wyjątkowo sroga i długa.
Nie przywiązuj się do ludzi. Kochaj całym sercem ukochane osoby, dzieci, przyjaciół ale licz się z ich odejściem, z tą zmianą którą to oni wyzwolą nawet wbrew Tobie. Naucz się żyć i cieszyć tym, co masz teraz. Nikogo ani niczego nie zatrzymuj przy sobie. Nie rozpamiętuj cudzych błędów, nie chowaj na jutro w szafie ulubionej sukienki, nie czekaj na lepsze czasy. Jutro może nie nadejść. Jesteś dzisiaj. Znajdź to, co Cię wzbogaca i wracaj do tego często. Podejmuj śmiałe decyzje, poznawaj nowych ludzi, nie bój się zdobyć nową wiedzę, zmienić miejsce zamieszkania i poglądy. Odważ się kwestionować to co już znasz i czemu ufasz. Bądź odważna, bo zmiany są nieodłączną częścią życia. Odważnym ludziom jest w tym łatwiej się odnaleźć.
Pamiętaj o tym, żeby mieć przyjaciółki, swoją babską paczkę. Przyjaźnie buduj powoli, bo liczy się w nich jakość a nie ilość. Nie trać czasu na znajomości, które nic nie wnoszą do twojego życia, obciążają cię i szkodzą twojej samoocenie. Patrz na ludzi z wyrozumiałością i szacunkiem ale szukaj bliskości z tymi, przy których można się ogrzać. To nie zawsze widać od razu, czasem trzeba wielu rozmów, ciszy i szczerości żeby bardzo wartościowa osoba otworzyła się przed Tobą i wzbogaciła twoje życie. Dlatego też naucz się słuchać. Naucz się w rozmowie czasem zupełnie nie mówić o sobie.
Nie bój się jednak wychodzić do ludzi. Śmiej się z innymi, wygłupiaj, wyjeżdżaj na babskie pogaduchy i wyprawy, korzystaj z mądrości innych kobiet. Jesteśmy wszystkie do siebie podobne, podobnie głodne miłości, szczęścia, ciepła domowego, świata, urody, komplementów. Tylko druga kobieta potrafi pocieszyć Cię jednym celnym zdaniem. Tylko druga kobieta potrafi powiedzieć Ci w najtrudniejszej chwili: – „Źle wyglądasz, tak dalej nie pociągniesz”. Ufaj kobiecej intuicji i zbiorowej mądrości. Ucz się od innych, tych które są Tobie podobne ale też tych, których decyzji nie podzielasz. Nie krytykuj, nie obgaduj i nie porównuj się do żadnej kobiety, nie rywalizuj z żadną. Buduj wokół siebie kobiecą jedność, a nie tylko przyjaciółki zdobędziesz, ale i mężczyźni szybko docenią twoją wyjątkowość.
Nie poddawaj się, ale jeśli wiele razy się nie uda, zmień plan. Otwórz się na nowe możliwości i nie rozpatruj zbyt długo porażek. Wyciągaj wnioski z błędów, naucz się przepraszać kiedy zawinisz i nie zapominaj o potknięciach, ale polub je. Postaraj się zrozumieć, że ludzka naturą jest błądzić. Ludzką mądrością jest też wyciągać wnioski i nie popełniać tych samych błędów powtórnie.
Życie pewnie nie raz da ci boleśnie odczuć, że na niewiele jego aspektów masz wpływ. Naucz się więc czerpać z niego to co najlepsze i hartuj silną wolę na złe czasy. Uprawiaj sport, żeby mieć mocne ciało kiedy sercu będzie trudniej. Naucz się rozganiać troski w ruchu, w pocie czoła odwracać uwagę od tego czego nie masz mocy zmienić. Ruszaj się, żeby mieć w zdrowym ciele najskuteczniejszą broń w najtrudniejszych czasach – wolę przetrwania. Trenuj, żeby też zdrowo jeść i zdrowo żyć a rezultacie dobrze się czuć.
Naucz się odpuszczać, rozumieć że musisz zmienić kierunek. Po jakimś czasie zrozumiesz dlaczego tak się stało i może okazać się, że to była część Planu.
Żyj córko odważnie, z wdzięcznością za to co już masz i za wszystko co przed Tobą.
Kocham Cię!
tekst Agata Lesiowska
zdjęcie: Nina, Yashica TLR