Mężu, idziesz na karnego jeżyka!

Konflikty są częścią życia. W życiu jednych obecne codziennie, u innych sporadycznie a u kolejnych w regularnych odstępach czasu dyktowanych zmianą hormonów, pogodą, stanem konta etc. Kłócimy się, złościmy, narzucamy swoje zdanie, obrażamy i buntujemy do momentu, kiedy osiągniemy mądrość mistrza Zen, rabina, przewodnika duchowego albo mistyka i uda nam się całkowicie zapanować nad złością. Codziennie podejmuję to wyzwanie. Świadomie. I chcę dojść do momentu, w którym nic nie będzie w stanie wzbudzić we mnie złości. Cel ambitny jak lot w kosmos, ale przecież niektórzy latają. To dlatego, że złość jest jak szkocki grzyb w łazience, bo chociaż tak powszechny i trudno z nim wygrać, to wcale nie zwalnia mnie z konieczności miażdżenia go za każdym razem jak tylko pokaże swoje macki.

 

Rozzłoszczony świat

Złościmy się na nieznajomych, polityków, partnerów, współmałżonków, rodziców i dzieci. Są tacy ludzie, którzy złość podlewają pod byle pretekstem:–  Znowu pada! Nienawidzę tej wyspiarskiej pogody!  – Jak jedziesz baranie?! Aha! baba za kierownicą!- Popaprańcy znowu chcą zmieniać Konstytucję! – Z taką figurą powinna stać się niewidzialna. etc etc.

Najgorzej jednak kiedy wychowujemy dzieci w atmosferze złości, kiedy obarczamy je odpowiedzialnością za coś, czego nie są w stanie udźwignąć, kiedy na siłę oczekujemy lepszych wyników w nauce, pchamy wbrew ich woli do sportu którego nie lubią, sadzamy przez telewizorem a potem oczekujemy że będą potrafiły koncentrować się na wysłuchaniu książeczki, promujemy grzeczne zachowanie dając dokładnie odwrotny przykład. Nasze wychowawcze rozczarowania kończą się wówczas wybuchem złości, własną niemocą i atakiem słownym na dziecko. Kiedy już słowa nie mają żadnej mocy, sięgamy po kary. Za sprawą pewnego popularnego programu telewizyjnego niektórzy z nas stosują karanie w postaci ‚karnego jeżyka’. Pchamy dziecko do kąta albo na poduchę w kształcie zwierzęcia (niech projektant z IKEA coś zrobi z wypaczeniem jego koncepcji!!!) i każemy mu przeczekać NASZĄ ZŁOŚĆ.

To tak, jakby w kłótni z mężem uciąć dyskusję i wygonić go na karne krzesło: – Siedź tam, dopóki się nie uspokoisz i nie odzywaj się do mnie! A jak nie usiądzie, to zabrać komputer, telefon, nie dawać jeść, nie odzywać się, nie pozwalać wychodzić z domu. Szkoda, że nie zadziała…

 

Czego unikać

Karny jeżyk to pomyłka. W przypadku dziecka nie pomoże tak jak chcemy, bo jedyne czego nauczy to, że rodzic jest silniejszy a złość dziecka naganna. Nie pomoże też rodzicowi uspokoić jego złości, bo problem i tak wróci jak bumerang. Niektórzy rodzice zastosują może wówczas inną metodę – tzw ‚holding’ czyli trzymanie krzyczącego dziecka za ręce do momentu aż opadnie z sił i skapituluje. Wyobraźmy sobie, że stosujemy tę samą metodę w stosunku do dorosłej osoby. Niemożliwe, prawda? Dlatego, że drugi dorosły jest równie silny i równie niezależny. I tutaj właśnie leży pies pogrzebany!  Dziecko jest słabsze, zależne i można na nim popełniać błędy. Nie obroni się bo nie ma w tej walce szans.

 

Złość dorosłego

Zanim więc zastosujemy karę, wyślemy dziecko do kąta, zabierzemy mu jego przywileje zastanówmy się co tak naprawdę stoi za naszą złością? Może to zachowanie, którego doświadczyliśmy kiedy to my byliśmy dzieckiem i nas rodzice karali za byle co? Może to strach, że nie radzę sobie, że czuję się gorszy jako rodzic? Może ktoś na mnie wywiera presję i narzuca tzw. zimny sposób wychowywania a może ja sama/sam mam zbyt wiele stresów i nieświadomie je wyładowuję na dzieciach? A może zachowanie dziecka jest skutkiem mojej słabości, błędów lub zwyczajnej bezsilności? Warto się ze sobą pospierać, zasiać wątpliwość i zacząć szukać winy w sobie.

 

Złość dziecka

Dziecko w każdym razie jest zwykle najmniej winne.  I niestety, ale to często rodzic jest odpowiedzialny za to, że dziecko błądzi, że jest niezrozumiane, że coś zostało pominięte i teraz zbieramy żniwo. Nie chodzi mi o bezstresowe wychowanie – takie też jest pomyłką. Złość dziecka zawsze ma jednak ważny powód. To znak budzącej się niezależności, objaw nieradzenia sobie z emocjami, niezrozumienie zaburzeń rozwojowych i sensorycznych (w przypadku np. dzieci z autyzmem), próba ustalania granic i tak dalej i tak dalej. Powodów dziecięcej złości są miliony. I nie ma jednego uniwersalnego sposobu na radzenie sobie z nią poza wnikliwym obserwowaniem dziecka, zaprzyjaźnieniem się z nim i traktowaniem jak równego.

 

Happy end

Nie karają dzieci ci dorośli, którzy są ze sobą pogodzeni, mają poczucie głębokiej wdzięczności za swoje rodzicielstwo, świadomie walczą z podszeptami złego, rozumieją swoje reakcje, znają siebie, kochają i są kochani. Ja do takich nie należę, bo czasem mnie ponosi i grożę, że ograniczę internet albo nie wyślę na wakacje do Polski, ale czuję że w przyszłym  życiu zwalczę słabości i może dotrę na swój rodzicielski księżyc, czego i Wam z całego serca życzę!

A czy Wy macie swoje sprawdzone sposoby na trudne zachowanie swojego dziecka?

 

 

Tekst Agata Lesiowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *