Jak krzyczeć, żeby nie nakrzyczeć

Spowiedź

Nie lubię siebie kiedy nerwy mnie poniosą i podniosę głos zamiast pomyśleć co mnie tak męczy. Nie znoszę siebie kiedy nakrzyczę na dziecko. Nawet na to nastoletnie, któremu bliżej do dorosłego niż dziecięcia. Bo krzyk to objaw mojej słabości, to moje wenętrzne wołanie o pomoc, chociaż nie zawsze uświadomione.

Lepiej więc nie krzyczeć, bo to jak atak. Co prawda słowny, ale zmasowany. Dziecko nie ma szans w tej walce, ponieważ nie przekrzyczy nas. ‚Nie pyskuj! Słuchaj co do ciebie mówię i nie odzywaj się!’ – takie klisze przychodzą mi do głowy kiedy myślę o tym, że dziecko zaczyna rykoszetem odbijać pociski.

Dlaczego

Krzyk to tak naprwdę straszna strata energii. Trzeba najpierw sporo w sobie nagromadzić złości (niekoniecznie na dziecko), poddusić ją w milczeniu, odwrócić się do świata pośladkami i wybuchnąć kiedy znajdzie się powód oraz bardzo wygodny materiał do destrukcji. Dziecko jest tu najsłabsze i wygodne. Dlatego krzyczymy na dzieci. I dlatego też czujemy się z tym podle. Rozsądek a może sumienie podpowiada nam, że to nie jest dobre. Bo krzyk nad dzieckiem to w gruncie rzeczy agresja, wyładowanie frustracji. Na to, że nie mam cierpliwości, że nie rozumiem co dziecko chce mi powiedzieć, że nie zgadzam się na nowe, że ten maluch ma już swoje zdanie, że nie jest mną, że jest jeszcze dzieckiem, że zbyt wiele wymagam od samej siebie, że za późno chodzę spać i jestem przemęczona, że, że … Świat dziecka jest fantastyczny i zwykle co w duszy gra, to natychmiast widać w całej osobie. Szkoda, że my tak nie mamy… że nakładamy na siebie te wszystkie ciasne gorsety wymagań a potem umieramy z braku tlenu wydając wcześniej z siebie głośne krzyki.

Zamiast
Cudownie jest więc chwycić krzyczącego diabła za ogon i w ostatniej chwili ugryźć się w język. Wycedzić przez zęby do siebie bardziej niż do dziecka ‚Jestem teraz okrutnie zła i muszę na chwilę się schować, żeby nie krzyknąć‚. Najlepiej odejść, popatrzeć gdzieś ponad, policzyć chmury-barany i pomyśleć co tak naprawdę mnie złości. Czy w gruncie rzeczy nie chodzi tutaj o moją słabość, moje natręctwo, mój lęk i moje zmaganie się z codziennością? Pozwolić tej złości odpłynąć, jak baranom.

Żeby nie krzyczeć na innych trzeba dobrze żyć. Trzeba mieć w sobie spokój i umiejętność wyciszenia burzy, która faluje gdzieś nad nami. Trzeba umieć kochać ludzi i czuć się kochanym. Sporo jak na jedno życie. Są jednak tacy, którym to się udaje.

Warto próbować.

Jedna chmura. druga chmura, trzecia…

6 komentarzy

  • M.

    W punkt !!! Tylko co ma zrobić dziecko, kiedy w szkole napotka na takiego, co to chmur nie liczy? Jak ma zareagować rodzic? Właśnie dziś muszę się zmierzyć z taką sytuacją :(. Pani weszła na zastępstwo na początek lekcji, sponiewierała słownie moje dziecko, nawrzeszczała, ironicznie wyzwała od „panienek”, doprowadziła do płaczu, po czym… wyszła z lekcji, bez słowa wyjaśnienia dla nauczyciela, który wrócił na swoje zajęcia. Kiedy zapytałam ją na librusie co się wydarzyło, zaatakowała mnie i dziecko, jakby wiedziała, że źle postąpiła i nadal broniła swojej postawy. Moje dziecko nie chciało o tym rozmawiać, było to dla niej trudne, zaciskała zęby, kiedy usiłowałam wydobyć z niej cokolwiek. Idę dziś na rozmowę z panią z nadzieją, że nie zachowam się w stosunku do niej tak, jak ona w stosunku do mojego dziecka, choć emocje jednak mogą być nie do opanowania, bo w końcu chodzi o moje dziecko. Potrzeba mi dziś Twojej mądrości i spokoju Agata.

    • Lis

      Rety! Nie wiem, czy w takiej sytuacji utrzymałabym język za zębami i nie wybuchła. Z drugiej strony to przecież niewiele daje, poza włożeniem przeciwnikowi broni do ręki. Jeśli logiczne i spokojne argumenty nie pomagają, poprosiłabym o rozmowę z dyrektorką albo wysłała męża. Mężczyźni ponoć potrafią z zimną krwią zawstydzić kobietę, która skrzywdziła ich dziecko. Zapytałam o to Marcina, powiedział że wybrałby spokojną rozmowę do której usiadłby ze swoim stoickim spokojem wcześniej opróżniając kieszenie i kładąc na stole przed nauczycielką telefon, portfel, klucze i swój ulubiony wyprawowy nóż… żeby łatwiej się rozmawiało… żeby priorytety zostały ustawione na samym starcie ;)

  • Tata Marysi

    Świetne jak zwykle, w zasadzie banalnie proste, dla kogoś kto jest na conajmniej drugim poziomie „uświadomienia”, jednakowoż arcytrudne do „wdrożenia”.

    Pozdrawiam…Pozdrawiamy Rodzinnie
    M. A. i ja..;-)

    • Lis

      Dziękuję Przemek! To prawda, że jest trudno ale wszyscy zmagamy się z tym samym. Marna pociecha, ale jednak :) Ściskam całą rodzinę!

  • ElaR

    Niech Pani posłucha 5 dzieci rozwalających w bramie bramę i podwórko, i zastanowi się, czy rzeczywiście czasem nie trzeba krzyknąć, czy ma to związek ze słabością? Nie sądzę, niektóre dzieci są zostawiane same sobie, matki mają je gdzieś, czysty PRL.

    • Lis

      Rzoumiem o co Pani pyta, ale nie o taki krzyk mi chodzi. Kiedy dzieje się coś, co jest dla dziecka niebezpieczne i trzeba zareagować szybko – wówczas krzyk jest oczywistym sygnałem oznaczającym STOP! W moich rozważaniach odwoływałam się do krzyku jako metody wychowawczej, czyli nieskutecznym narzędziu codziennego uczenia dziecka co jest pożądane a co nie. W tym przypadku uważam, że krzyk nie przynosi rezultatu.

Skomentuj Tata Marysi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *