Rodzicielstwo Niedoskonałości

Jak być dobrym rodzicem?

Przekonują nas, że dobrego rodzicielstwa można się nauczyć, że wręcz trzeba, bo wisi na nas karma błędów własnych rodziców, niespełnionych potrzeb, nieuświadomionych lęków. Zachęcają więc, żeby się szkolić. Czytać. Analizować. Rozkładać na części pierwsze. Zamknąć jedne drzwi i szukać klucza do kolejnych. Dojrzewać z pomocą narzędzi. I wątpić w siebie, bo oni wiedzą lepiej.

Piszą, że istnieją gotowe odpowiedzi, chociaż modeli rodzicielstwa jest wiele. Dają tysiąc porad, sugestii, propozycji, wskazówek: kiedy reagować, jak, pod jakim warunkiem, z jaką instrukcją. Przekrzykują się, że coś już nieaktualne a coś właśnie udowodnione. Powołują na badania zapominając o tym, że nauka jest wiedzą nieustająco kapryśną, bo dezaktualizuje się wraz z doskonaleniem narzędzi badawczych i rozwojem ludzkości. Tworzą dzieła i markę niepodważalną. Specjaliści od rodzicielstwa. Znawcy natury ludzkiej. Ludzie drogowskazy, autorzy dogmatu. I idą za nimi wyznawcy. Fani, administratorzy grup, forów gdzie rodzic w desperacji zagląda, żeby znaleźć pomoc. A tam propagatorzy jedynie słusznych koncepcji. Ci, wedle których tylko jedna droga prowadzi do celu, celu który z natury jest niedefiniowalny. Jak spór o to, czy lepiej mieć blond czy czarne włosy.

Jestem czy nie jestem dobrym rodzicem?

Wszyscy nieustannie szukamy odpowiedzi. Nie tylko ja. Specjaliści od tez niepodważalnych też.

Sądzę, że nikt nie wie. Nie może wiedzieć. I to jest punkt wyjścia.

Pukanie Codzienne

Nie wiem, czy jestem dobrym rodzicem, tak jak nie wiem czy jestem dobrym człowiekiem. Staram się nim być codziennie – według własnej definicji ‚dobroci’. Nieweryfikowalnej przez nikogo, bo mojej – do rozliczenia przeze mnie. Uśmiecham więc do tych, co smutni, pomagam tym co w potrzebie, słucham mądrzejszych, chowam dumę kiedy się ze mnie naśmiewają, zwalczam czarne myśli i chęć oceniania, pielęgnuję skromność, kocham, rozdaję buziaki, uściski, przytulam, przewijam, pocieszam, odpisuję na wszystkie wiadomości. Czasem jednak krzyczę. Albo milczę. Kłócę się z najbliższymi, wylewam na nich swoje zmęczenie i zbytnio wyśrubowane tempo. Złorzeczę, krytykuję, narzekam. Siadam potem w ciszy ze sobą i myślę, jak bardzo głupie to było. Jak moja pycha unieszczęśliwia. Innych i mnie samą. Jak moje człowieczeństwo jest ułomne, zmienne, ale mimo to piękne.

I kiedy pytam siebie powtórnie czy jest ktoś taki jak dobry rodzic, to odpowiadam szukając zarazem u innych potwierdzenia – chyba nie ma. To tak jak dobry człowiek. Coś więcej niż zbiór zasad, dokonań, światopogląd, moralność, etyka, nakarmione serce, wypełniony kwestionariusz… To złość, zwątpienie, bezradność, pycha, niedojrzałość, czułość, miłość – emocje od czerni manganowej po biel tytanową. To ktoś kim się staję tak długo, jak długo jest we mnie potrzeba bycia komuś mamą. To proces. Niekończący się w dodatku, bo to co dam swoim dzieciom one poniosą dalej. Ale nie dowiem się jaką ocenę mi wystawią te przyszłe moje pokolenia, czy ktoś we mnie doszuka się ziarna zwątpienia, kamienia węgielnego nieszczęśliwego dzieciństwa. Jedyne co mogę robić, żeby jednak się nie pogubić to słuchać dzieci. Obserwować, czy śmieją się często, czy lubią siebie, czy wierzą, że mogą wszystko, czy mają przyjaciół. I nie zakładać, że ja zawsze wiem lepiej. Nie wiem.

Rodzicielstwo w końcu to stałe otwieranie jednych drzwi a zamykanie innych, bo wszystkie moje dzieci codziennie do mnie pukają. I to w jaki sposób traktuję te ich wysiłki, czy uczę się siebie poprzez to stałe dostosowywanie też jest miarą mojego rodzicielstwa. Wierzę bowiem, że za dzieckiem trzeba umieć ‚zdążyć’ kiedy ono chce zmiany a mnie jest jednak wygodniej zostać przy starym. Jeśli się nie zgramy to z tego tańca zapamiętamy tylko podeptane stopy.

Tak czuję.

Intuicja a Rozgrzeszenie

Czuję, że jestem na dobrej drodze w tym swoim rodzicielstwie, ale też człowieczeństwie, przyjaźni, miłości, pracy – kiedy daję zwyczajną radość, kiedy wzbogacam tę drugą stronę. Nie sposób znaleźć na to recepty. Za dużo w tym pierwiastków i związków, których nawet nie potrafimy nazwać. Śmieję się i zachwycam dzieckiem, przyjaciółką, innym rodzicem, mężczyzną z którym tworzę rodzinę. Szukam innych, którym uśmiech przychodzi naturalnie, bo ja z ich uśmiechu też czerpię. To tak jakby pozytywnym nastawieniem można było się zarazić.

Nie da się wykalkulować ani zaplanować scenariusza na wychowanie. Można obracać w głowie tysiące ‚technik’, ale ostatecznie to serce kieruje mnie w najsensowniejszą stronę. Intuicja. Instynkt. Dystans do siebie. Może wybiorę dobrze a może po raz kolejny zabłądzę. W chwili słabości zapytam o poradę bardziej doświadczonego ode mnie rodzica. Zadzwonię do własnej mamy, która ma już dystans i ciszę. Usiądę i przeczekam kiedy jednak nie znajdę odpowiedzi. Czasem przecież życie samo przynosi rozwiązania, bo dziecko zmienia się każdego dnia i wyzwania rodzicielskie także.

Będę wstawać jednak codziennie w nowy dzień z jedną powtarzaną do znudzenia mantrą:

– Polubię dziś wszytko, czego doświadczę i wszystkich, których spotkam.

Szanse stuprocentowego powodzenia marne. Pewnie, że skapituluję tu i ówdzie. Będę jednak próbować. Nie dla lepszego rodzicielstwa – dla lepszego życia własnego i innych. 

Dobry rodzic tak jak dobre dziecko i dobre życie to piękna pułapka.

Na początek wybieram dobry humor na ‚dzień dobry’, niech przeprowadzi mnie i moje dzieci do ‚dobrego wieczoru’.

A Ty, jak rozumiesz swoje rodzicielstwo?

 

 

Jeśli spodobał Ci się ten wpis, masz ochotę dorzucić coś od siebie – zostaw proszę po sobie ślad życia w komentarzu. Chętnie dowiem się, jak Ty widzisz swoje rodzicielstwo?

 

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska, Have Some Water

prawa autorskie zastrzeżone

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *