Piszę książkę!

Poniższy tekst jest fragmentem książki, którą piszę dla przyszłych rodziców. Książka jest o tym, jak nie zgubić się w roli rodzica, jak znaleźć własny sposób na wychowanie dziecka, jak cieszyć się z budowania rodziny.

 

Jeśli masz ochotę co jakiś czas zerknąć do powstającej właśnie książki, kiedy jeszcze jest taka cieplutka, nieubrana i niewydana – wpisz proszę swój adres mailowy do ramki z subskrypcją moich newsletterów. Obiecuję w zamian co jakiś czas wysłać ‚zaczepnik’ czyli to co po angielsku zwiemy ‚teaser’. Dzisiaj publikuję fragment dotyczący relacji z dziadkami. 

 

 

Babcia tu nie rządzi

 
 
Wyobraźmy sobie królestwo od wieków rządzone niezmiennymi prawami, bezpieczne w swoich granicach i szanowane przez sąsiadów. Popatrzmy teraz na młode państewko u jego boku, które dopiero co wkopało słupki graniczne, zatwierdziło konstytucję i powiesiło na maszcie własną flagę a już docierają do niego wieści, że władca starego królestwa sugeruje zmianę barw narodowych, kierunku ruchu ulicznego, wyglądu pałacu prezydenckiego i systemu oświaty. Władze nowego państwa są zaniepokojone rosnącą ingerencją króla i oczywiście zastanawiają się czy wysłać dyplomatów przekonujących o własnej niezawisłości czy może ignorować zaczepki, albo szykować na potencjalny atak zbrojny, a w najlepszym wypadku całkowite zerwanie stosunków dyplomatycznych. Ostrożnie decydują się na ustępstwa, bo zależność od potężnego sąsiada wyklucza otwartą konfrontację. I nie wiadomo kiedy, ale stopniowo tracą z trudem wywalczoną suwerenność. Każde nowe decyzje konfrontowane są z oczekiwaniami królestwa, wybierane są takie które nie narażą się na krytykę. Jednocześnie granice młodego państwa powoli się zacierają…Coś pęka, ludzie zaczynają być niezadowoleni, opada zapał do ulepszania, obywatele wyjeżdżają za siódme morze w poszukiwaniu niezależności.
 
To relacja rodzice – dziadkowie. Sytuacja obecna w wielu rodzinach, w których nie udało się ustalić odrębności i suwerenności do podejmowania własnych decyzji w kwestii wychowania dzieci – wnuków.
 
Ustalmy jednak na początku jedno: dziadkowie są nieocenioną pomocą dla nowych rodziców, w końcu mają doświadczenie i bezwarunkową miłość w stosunku do własnych wnuków. Widzą w nich nie tylko własne dziecko, ale przede wszystkim własną krew. Sprawdzają po kim wnusio odziedziczył uszy, po kim oczy a po kim niechęć do jedzenia kalafiora. Mają przy tym dystans do naszego, zawężonego niepokojem i zmęczeniem rodzicielstwa, bo czas zatarł w ich pamięci rozterki, kiedy na przykład któreś z nas płakało przez pół nocy, nie robiło kupki przez tydzień albo gryzło młodsze rodzeństwo.
 
I jeśli zostawić swoje własne prawie roczne maleństwo w dobrych rękach – to zazwyczaj najlepsze są ręce dziadków. Babcia utuli wnusia z naturalną czułością, ugotuje zdrową zupkę, dziadek zabierze na plac zabaw i wytłumaczy jakie chmury zapowiadają burzę. A kiedy tylko na plecach pojawi się wysypka, babcia natychmiast poradzi co z tym fantem zrobić. Będą cieszyć się staruszkowie, że młode życie się do nich uśmiecha, że są potrzebni i mają czym podzielić.
 
Tyle stereotypy. W życiu bywa różnie.
 

Dziadkowie jak marzenie

 
 
Są przecież dziadkowie, którzy nie mają chęci albo czasu żeby zajmować się wnukami. I mają do tego absolutne prawo. Są też i tacy, którzy tak bardzo zapędzili się w dobrych radach albo strofowaniu naszych metod wychowawczych, że prawie chciałoby się zapaść pod ziemię nasze pączkujące rodzicielstwo. I to jest najsmutniejszy aspekt słuchania dziadków, którzy nieco się zagalopowali. Tak, jak każdy z nas musi dorosnąć do roli rodzica, który wychowuje szczęśliwe i niezależne dziecko, tak i dziadkowie powinni starać się za wszelką cenę uszanować naszą szczęśliwą niezależność w byciu rodzicem.
 
Zauważam, że potrzebujemy coraz częściej dziadków zrównoważonych, czyli takich którzy pomogą kiedy szukamy ich wsparcia, ale bez osłabiania czy ośmieszania naszych kompetencji. Dziadkowie tacy nie potrzebują wpływać na nasze decyzje, rozumieją że nie zawsze będziemy się z nimi zgadzać, szanują nasze wybory i nie wykorzystują relacji z nami do budowania własnego poczucia wartości.
 

Niech mama wreszcie da nam oddychać!

 
 
Czasem spotykam mamy, które często w swoich rozterkach rodzicielskich odnoszą się do własnej mamy lub teściowej skarżąc na ich odmienne zdanie:
 
– „Ja pozwalam małemu bawić się na spacerze kamieniami, ale moja mama gdyby to widziała to głośno by skrytykowała”
 
– „ Ostatnio moja mama powiedziała, że nie powinnam dawać córce manny na mleku krowim, ale używać modyfikowanego”
 
– „Mama nie może zrozumieć dlaczego pozwalamy dziecku wchodzić na krzesła i skakać na kanapę – uważa, że za kilka lat wejdzie nam na głowę’
 
– „Moja mama twierdzi, że w tym wieku przytulają się do rodziców tylko emocjonalnie niepewne dzieci i czas z tym skończyć”
 
To są bardzo trudne, ale też delikatne kwestie relacji z dziadkami. U podstaw takich rozterek leży jednak brak wyczucia, gdzie wyznaczyć granice wzajemnych wpływów. Nie powinniśmy w swojej młodej państwowości czuć się zobowiązani do ustępstw. Z zachowaniem zasad dyplomatycznych, czyli bez obrażania drugiej strony dobrze jest wyraźnie wytyczyć dziadkom strefy całkowitej autonomii czyli kwestie, w których to my – rodzice podejmujemy decyzje.
 

Punkt odniesienia

 
 
Sposób odżywiania, usypiania, wystrój pokoju, dobór zabawek, nauczanie dziecka wartości, formy wypoczynku, motywowanie do pracy, wspieranie pasji, pieniądze kieszonkowe i każda inna sfera życia mojego dziecka to w idealnym układzie wynik porozumienia pomiędzy obojgiem rodziców – w końcu oboje pochodzą z dwóch różnych rodzin. Nie można więc uznawać, że jedna z nich ma hegemonię w danym obszarze. Pozwólcie, dziadkowie, popełniać młodym błędy. Niech wychowują dzieci adekwatnie do czasów zmieniających się szybciej niż kadry w telewizorze. Bądźcie blisko, nauczcie nas dystansu ale nie przesuwajcie granic kosztem naszego terytorium. A my, początkujący słuchajmy cierpliwie tych, co na tronie zęby zjedli, zastanówmy się czasem czy inne spojrzenie może coś ulepszyć na naszej ziemi i jeśli uznamy, że to prehistoria wówczas grzecznie zadeklarujmy:
 
– Dziękuję mamo, my jednak pozwolimy Rysiowi skakać z biurka. Ma rozłożone poduchy, cieszy się jak wariat, może któregoś dnia uwierzy, że umie już fruwać…

 
 
P.S. Jeśli masz, Czytelniku ciekawe uwagi lub przemyślenia na temat relacji rodzice-dziadkowie – podziel się proszę nimi w komentarzach pod tym postem. Nic tak nie cieszy autora tekstów, jak sygnał ze świata że ktoś go czyta.

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska

prawa autorskie do tekstu i zdjęć zastrzeżone

12 komentarzy

  • Magda

    Pani Agato, czyli będzie w ksiàżce coś na zasadzie Faber, tyle że w relacji rodzice/dziadkowie: “jak mówić, żeby dziadkowie respektowali wybory i jak słuchać ich rad, żeby nie zwariować..” ;D super! Czekam z niecierpliwościà! Jestem ciekawa, co jeszcze się w niej znajdzie 👏

    • Lis

      Dziękuję za komentarz! Książka będzie o rodzicach i ich dziecku – o tym, jak z każdym miesiącem od dnia urodzin rośnie nie tylko maluch ale też rodzic. Dziadkowie to tylko jedno z zagadnień, spojrzenie z dystansem na relację, która nie zawsze jest łatwa. Ja nie mam gotowych odpowiedzi – jak rozmawiać z dziadkami ale bardzo chętnie pozbieram propozycje tych, którzy przeszli tę drogę!

  • Agnieszka Cichocka

    Są tez tacy dziadkowie którzy nie są w ogóle zainteresowani wnukami ani ich wychowaniem ani pomocą w wychowaniu czy choćby służeniu tzw dobra radą
    Nie wiem co lepsze zwłaszcza dla wnuków
    Może napisz coś o tym jak zmienić takich dziadków zachęcić do uczestniczenia w życiu swoich wnuków
    Pozdrawiam Agatko

    • Lis

      To może wynikać z tego, że tacy dziadkowie nie czują się dobrze w swojej roli? Myślę, że można mimo wszystko zachęcać własne dzieci, żeby o takich dziadkach pamiętały, robić dla nich rysunki, składać życzenia, sprawić drobny prezent, podziękować za każdy dobry gest i zadbać o babcię i dziadka wbrew temu, co rozum podpowiada?
      Są tacy dorośli, którzy niezależnie od wieku w środku czują się zagubieni jak dzieci. To smutne, ale niestety każdy z nas z czymś się zmaga. Grunt to żyć świadomie i być otwartym na innych.

  • Magda

    Tak tak, wiem, ja tak pół żartem, pół serio z tym moim komentarzem, bo nie na wszystko sà gotowe rozwiázania.. a każda sytuacja indywidualna :) w każdym razie zalàżek czyta się bardzo dobrze, tak jakoś lekko, więc odliczam dni do efektu końcowego! 🙂

  • Mama Leo

    I teraz moja mama, babcia anioł. Dająca wiarę, że będzie dobrze chociaż na to nie wyglądało. A gdy już ze względu na odległość, dorwała wnuka to ich harce podłogowe niejednego 30latka by wykonczyly, a 70 latania babcia szalała nie gorzej niż 4 latek 😁 Wiem że synek ma najwspanialszą babcię na świecie.

    • Lis

      Kurka wodna! Babcia- torpeda jednym słowem :) To już wiem, po kim mama ma tyle pomysłów i miłości dla Leo. Ma chłopak szczęście do kobiet!

  • Katarzyna

    Moja teściowa (66 lat, wychowała jedynaka)(własnej mamy już nie mam niestety) to ciężki przypadek. Najpierw słyszymy: „Spróbujcie po mojemu, ale ja wam tylko sugeruję, zrobicie jak chcecie” po czym jeśli nie zrobimy po teściowemu(?) to się obraża. A jak odpowiem, że jej sposób już wypróbowaliśmy (naprawdę!), ale nie działa to z kolei nie wierzy (jej mina to mówi :)) i znowu się obraża, że nie słuchamy jej rad. Ech…

    • Lis

      Pani Kasiu.Uczę się w życiu nie brać do siebie humorów innych osób, nawet tych najbliższych. To straszliwie trudne, ale pomaga kiedy ktoś bardzo potrzebuje być zauważony, albo wejść mi na odcisk, bądź zwyczajnie w przekorny sposób okazać troskę. Może teściowa ma bardzo dobre intencje, ale już mniejszą gotowość do negocjowania czy zmiany punktu widzenia… Najważniejsze, żeby kochała wnuki a one korzystały z jej obecności! Babcia to inne zasady i inne oczekiwania i dzieciaki doskonale to rozróżniają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *