Chorzy na internet

Budzimy się z telefonem w ręku, zasypiamy szperając po jego kątach, podróżujemy, przemieszczamy się i czas zabijamy skacząc po sieci. Szukamy leku na najbardziej banalną przypadłość wpisując w komputerze zlepek słów, zupełnie jakby intuicja i zdrowy rozsądek zgasły bezpowrotnie jak znicz na grobie z innej epoki. Wklepujemy więc w wyszukiwarki zapytania jak wklepuje się krem na każdą dolegliwość:  tiramisu przepis, jak zrobić kwiatka na FB, gdzie boli wyrostek, jak zawiązać krawat, co na zaparcia, rozczarowanie związkiem powody, facet kłamie, ząbkowanie, depresja, krosta na uchu

Szukamy prawdy tam, gdzie o nią najtrudniej.  Szukamy prawdy w największym chaosie świata – świecie wirtualnym.

 

Zachorować na internet nietrudno,

 

sama tego doświadczyłam, niejednokrotnie. Chorują na internet dorośli, dzieci i nastolatki szczególnie. Nie wiem czy to klątwa postępu, zemsta ludzkiej arogancji czy banalne lenistwo. Najbardziej dokuczliwe jest to, że wszystkim nam wokoło wydaje się, ze sieć jest zupełnie niegroźna, ale przecież gdyby nie była siecią to nie dalibyśmy się w nią łapać. Tymczasem wpadamy w nią jak wpada się do miłego sąsiada, u którego zasiedzieć się nie grzech, bo przecież są i tacy co w gościnie nocują i w końcu tak mocno zrastają się z sąsiadem jak mech po czasie oblepia kamień. Gościna przeradza się w przymus, po dawnym życiu pozostają tylko przyjaźnie zakurzone, buty niezużyte, cele porzucone, ścieżki dawno zarośnięte .

 

 

Złodziej, bałamut i kosiarz umysłu

 

Tymczasem każda prawdziwa umiejętność, wartościowa znajomość, autentyczna wartość wymaga pochylenia się nad nią czyli świadomego poznania siebie i motywów jakimi się kieruję. Internet natomiast okrada mnie z samodzielności, podpowiada odpowiedzi, sugeruje rozwiązania, wynajduje produkty i nawet ponoć podsłuchuje. Internet jest gościem w naszym wnętrzu, którego zapraszamy w dobrej wierze a który z czasem panoszy się jak huba na drzewie. Zrasta z naszym planem dnia, zaburza swobodne bycie, zmienia wygląd bo szyja coraz bardziej wysunięta, plecy zgarbione, brzuch wiotki , mięśnie zastałe. Coś co miało być zaledwie narzędziem, ułatwieniem i przerwą od trudów codziennych staje się właściwie życiem. Życiem pozornym. Życiem w więzieniu, gdzie nauka grypsu to pierwszy stopień wtajemniczenia. Pozorne przyjaźnie, pozorna akceptacja, pozorna prawda. Falujemy w mediach społecznościowych jak chorągiewka ciesząc się z lajków, irytując na tych, co nie z naszych. Żyjemy komentarzem, zdjęciem, wiadomością zapominając jak pachnie spotkanie w realnym świecie gdzie człowieka trzeba wysłuchać, wchłonąć jego historię nie przeglądając jednocześnie zdjęć w gazecie, nie prowadząc rozmowy z innymi.

 

Ściany moje zapomniane

 

Jesteśmy głupio ufni, że większość informacji jest prawdziwa a informatorzy kompetentni. I stopniowo tracimy umiejętność trzeźwego osądu. Włączamy się w jałowe dyskusje, złościmy na niewidzialnych wrogów, machamy groźnie czarnymi flagami, bronimy uciśnionych a ZAPOMINAMY O SOBIE I NAJBLIŻSZYCH. Przecież najważniejsze życie toczy się w promieniu moich kilku metrów, po orbicie ścian mieszkania, gdzie ekran nie ma prawa dyktować nikomu samopoczucia czy odpowiadać na najważniejsze pytaniaCo dasz drugiej osobie od siebie? Czy jesteś szczęśliwy/ a? Kiedy ostatnio spojrzałeś na niebo?  Kiedy mamo miałaś ręce wolne od telefonu, wolne do zabawy ze mną?  Kiedy ostatnio śmialiśmy się ze wspólnie obejrzanej komedii ?

 

 

DZIECI SIEROTY

 

I siedzą w internecie rodzice, siedzą też dzieci. Obecni nieobecnością, bo przecież bez tabletu nie sposób ugotować obiadu, bez bajki na jutjubie nie będzie chwili spokoju, bez sieci runie pozorna rutyna. Sprzedajemy więc ‚gryps’ swoim najbardziej wrażliwym bliskim – dzieciom. Zmieniamy ich ścieżki neuronalne, programujemy mózgi ufając, że aplikacje i programy edukacyjne lepiej rozwiną niż najbardziej banalna zabawa w kuchni. Przeoczamy najpiękniejsze w naturze okresy hiper-neuronalności kiedy maluch chłonie świat jak czarna dziura, zachwycając się tym czego my już dawno nie widzimy, nie czujemy i nie słyszymy. Dajemy ekrany, bo tak łatwiej, bo kleją się małe rączki do ruchomych obrazków. Wpuszczamy własne dzieci w sieć, nie zastanawiając się nad tym, kto urządzi sobie z nich kiedyś przekąskę i jak zakończy się ta prosta historia.

 

 

MUCHA

 

Ostatecznie podobno w życiu liczy się bardzo niewiele. Wcale nie lajki, ilość obejrzanych klipów, podejrzanych trendów, przeczytanych wiadomości. W życiu liczy się to, jak dużo radości wniosę do domu, ile troski podam tym co w potrzebie, ile kroków zrobię gapiąc się w zachwycie na świat, ile buziaków rozdam i końcu ile razy od serca i bezinteresownie wypowiem kocham cię. Internet tego nie pozycjonuje.

Zostaw sieć muchom, nie daj w nią złapać. Życie to ty i twoi bliscy.

 

 

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska

prawa autorskie do zdjęć i tekstu zastrzeżone

  • źródło: sieć, konkretnie: Wikipedia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *