Nie zrzędzić na pomyje

‚Ochydną kawę serwują w ‚Spoon’. Chyba najgorszą jaką zdarzyło mi się pić. I całe to miasto jest takie byle jakie. Pogoda też do niczego a zapowiadali słońce. Zmęczona jestem, mam już dosyć wszystkiego. I po co w ogóle wymyśliłeś, żeby aż tutaj iść na kawę?! Nie patrz tak na mnie, jakbym coś ci zrobiła…’

Tak mogło się zakończyć dzisiejsze spontaniczne wyjście w świat, między ludzi, w stronę słońca i po odrobinę wolności. Wybraliśmy się z Marcinem i maluchami do centrum Glasgow, po odrobinę aromatu minionej świetności kiedy w kawiarni mogliśmy siedzieć aż do ostatniego klienta. Na zmianę pchaliśmy wózek z Małym albo nieśliśmy na rękach jego dwuletnią siostrę w poszukiwaniu lokalu, w którym wózek nie zatarasuje wejścia a inni klienci usiądą na tyle daleko, że da się wyciągnąć pierś do karmienia bez szturchania sąsiada łokciem. I kiedy zmęczeni poszukiwaniami usiedliśmy w końcu w ‚Łyżeczce’ nad parującym kubkiem kawy okazało się, że jest ona najgorszego sortu… Kawa w barze na dworcu Warszawa Wschodnia u schyłku XX wieku smakowała przy niej jak nektar bogów olimpijskich. Lura, pomyje, lichota kawopodobna… Zezłościła mnie zawartość kubeczka! I mogłabym tak pływać aż do wieczora na fali złości na bylejakość, potem na nieznajomość sztuki parzenia kawy, tanie przekręty właścicieli małych biznesów, globalizm przeklęty, obie wojny światowe, gospodarkę pseudowolnorynkową i zanik wartości..

mogłabym…

ale…

w porę się zatrzymałam.

 

 

Przygryzłam wszystkie nienarodzone krytyczne myśli, bo w końcu od tej kawy najbardziej liczył się dzisiaj czas spędzony wspólnie. Za tysiąc szczęść powinno wystarczyć mi to, że dzięki temu że wyszłam z domu jedno potomstwo spało, drugie w zachwycie łykało zgiełk miasta, a mężczyzna obok nawet raz spontanicznie dał całusa. Dział się dzień, w którym nikogo z moich najbliższych nie spotkało nic przykrego, bolesnego czy trudnego. Wydarzyło się wiele chwil, w których mój mikrokosmos kręcił się zgodnie z naiwną wiarą w jego nieskończoność. A przecież  mogło być inaczej. Przecież nie każdego stać na tę kawę, nie każdy ma możliwość dojść na własnych nogach do kawiarni, nie wszystkie matki mają szczęście mieć we wtorek mocne męskie ramię do pomocy przy dzieciach,  nie w każdym miejscu na ziemi kawa jest dostępna, nie zawsze w Glasgow nie pada, etc etc…

Ugryźć się w myśl jest często najsensowniej. I najtrudniej jest właśnie zatrzymać w locie mentalną jaskółkę, która w głowie wiosny nie czyni i przerwać litanię narzekań, która osąd zaburza w tempie reakcji łańcuchowej. Udało się w ramach treningu autokontroli. Oby teraz tylko weszło w krew….

 

tekst: Agata Lesiowska

foto: Agata Lesiowska

prawa autorskie do zdjęć i tekstu zastrzeżone

2 komentarze

  • Inka

    Bardzo dobry wpis !
    Przeczytałam jednym tchem!
    Niestety my ludzie często zapominamy doceniać to co mamy , te proste życiowe chwile …..
    Życze smacznej kawy w zaciszu domowym :)

    • Lis

      Dziękuję Inka :) Ja stale zapominam własnie o tym, dlatego bardzo się cieszę, że jest nas więcej! Uściski dla chłopaków!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *