Nicnierobienie

Nie chce mi się. Nie tak na stałe, ale periodycznie, nieregularnie. To znak, że muszę zwolnić, coś w sobie ułożyć. Zamknąć szlaban, nie wpuszczać nikogo za rogatki i tylko patrzeć jak wszystko przed nosem śmiga. To mój układ limbiczny włącza sterowanie i sugeruje odcięcie się od mentalnego wysiłku.

Dziecko też tak ma. Bo dziecko to też człowiek, ale mały. Też jest zmęczone a przecież jego mózg pracuje jeszcze intensywniej niż nasz. Codziennie przetwarza niezliczone bodźce, uczy się które schować na później, które zignorować a które wykorzystać od ręki a właściwie od synapsy. Nic dziwnego, że i dziecku należy się czasem urlop od zabaw edukacyjnych, terapii, zajęć dodatkowych, presji sukcesu i szumu informacyjnego. Maluchy doskonale wiedzą, kiedy trzeba zarządzić nicnierobienie albo robienie czegoś nieznaczącego. Pozornie nieważnego, bo oczywiście wszystko jest po coś.

Jeśli więc pozwolić dziecku na periodyczne, naturalne i skuteczne nicnierobienie, może okazać się, że samo pójdzie we właściwą stronę, pokaże coś, czego się nie spodziewaliśmy. Po raz setny schowa się pod stołem, albo pogrzebie kijem w kałuży, może założy słuchawki od swojego smartfona i wyłączy się przy muzyce z jakiejś innej rzeczywistości. A potem ze świeżym podejściem wróci do mozolnego doskonalenia siebie, swojej mowy, zachowania, umiejętności. Niech więc teraz samo zadecyduje jak chce spędzić czas. Liczy się każda chwila – to prawda. Ta nieistotna też.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *