Kocham siebie a potem ciebie
Miłość.
Półki w księgarniach uginają się od ilości książek, jakie napisano na jej temat.
Miłość jest na koszulkach, w powieściach, filmach, piosenkach, sztukach teatralnych – wszędzie.
A w praktyce jest często taka biedna, słaba, osierocona, rozsypana.
Tak jak my.
Tak jakby ta miłość nie potrafiła dorosnąć do prawdziwego, bezwarunkowego pokochania.
Dlatego dzisiaj mam potrzebę popatrzenia na nią, bo uświadamiam sobie, że ona przecież bardzo przypomina malucha. Jak maluch bywa początkowo nieporadna.
Początkującą miłość trzeba wyrozumiale prowadzić naprzód.
Początkującą miłość trzeba podlewać.
Ale jak?!
Jesteśmy dorośli. Wydaje nam się, że nasze otwarte kochające serce wystarczy żeby trafić na drugie jednakowe. To trochę jak z ufnym dzieckiem, które wierzy, że inne dzieci są jego odbiciem.
Reguły gry są jednak inne.
Życie pokazuje nam serca zamknięte, serca złamane, serca niestałe, serca schowane w żołądku, serca zasłonięte murem i w końcu serca na otwartej dłoni. Język miłości nie jest przecież jednolity. Dlatego na początku drogi kochania mamy kłopoty ze zrozumieniem innego nieco bicia.
Stąd zawody miłosne, rozstania, dramaty duże i małe. Stąd kłótnie małżeńskie, konflikty, rozpacz.
Znacie to?
Uczymy się, przeglądamy w tym morzu serc i próbujemy nawigować do naszego portu, gdzie mamy nadzieję znaleźć to jedno z wielu serc – serce z najciekawszą historią.
Kiedy już znajdziemy, przytulamy się na jakiś czas – kilka miesięcy, lat albo resztę życia.
Czas jest tutaj wbrew pozorom nieistotny.
Liczy się to, czy zdążymy jako połączone serca dogadać się, stworzyć własną melodię.
Na tym polega dorastanie serca do miłości. To najtrudniejsza i najpiękniejsza przygoda życia.
Jest jednak nagroda!
Gdy miłość się wzmocni i nauczy swojego – można zacząć tworzyć wokół siebie piękno.
Tak pięknie jest nie tyko w bajkach
Żyjemy zatem serce przy sercu, chociaż często czujemy że serce obok serca. Nikt nam nie dał instrukcji obsługi tego organu – uczymy się więc intuicyjnie. Uczymy się na błędach. I jeśli tych błędów ( w sobie – wyłącznie w sobie!) nie widzimy – nie ruszamy przed siebie.
Tkwimy wówczas w zależności, strachu lub urazie, bo nie rozumiemy, że celem miłości jest bezwarunkowe dawanie. Tylko wtedy zaistnieje przeciwieństwo czyli otrzymywanie.
Nie chodzi tu o dawanie na zewnątrz – kwiatów, prezentów, uwagi, komplementów, czasu…
Chodzi o dawanie sobie samemu i sobie samej.
Dawanie do środka.
Uczymy się więc jak zbudować w sobie centrum dowodzenia, ukochać samych siebie, mieć zrozumienie dla wszystkiego co nas spotyka, ciszę w środku, własny kompas, oglądanie świata przez różowe okulary.
I jeśli mamy szczęście, to dochodzimy do największego odkrycia jakim jest:
brak napięcia w kochaniu.
Łatwo powiedzieć, trudniej osiągnąć
Każda napotkana przez nas osoba jest naszym holograficznym odbiciem. O tym mówi fizyka kwantowa.
Jak to się ma do miłości między dwojgiem ludzi?
Kolor miłości, która mnie otacza jest odbiciem mojego wewnętrznego koloru, bo to co w środku to i na zewnątrz. Jeśli nie kocham siebie, innych też nie uda mi się całkowicie pokochać. Jeśli kocham całą swoją istotę, włącznie z popełnionymi błędami, własną unikalną drogą nauki – świat wokół odzwierciedla to uczucie. Ludzie są wówczas dobrzy a życie mi sprzyja.
Staje się wielokorową chodzącą miłością.
I niezależnie od tego czy ktoś jest obok mnie, czy jestem sama – miłość mnie nie opuszcza.
Tak czuję, dlatego o tym piszę.
Tego właśnie życzę Tobie, dlatego piszę.
Autor: Agata Sakowska
Dodaj komentarz