Lato.
Porusza się człowiek inaczej, bo rajstopy nie uwierają, kurtka nie ciąży, ocieplane buty kroku nie skracają.
Latem wiatr łaskocze w stopy, spódnicę zdziera jakby śmiał się z tego, że tak ciepło a ona jednak pozasłaniana.
Latem kolory mają inną soczystość bo światło inne, więc nowe odcinki życia swojego i innego jakoś lepiej się ogląda.
Wiatr.
Latem dorośli spierają się z wiatrem, który ma zatrzymać się parawanie.
Dzieciom wszystko jedno.
Byle fale były akuratne.
Byle latawiec uciekł wysoko.
Owoce.
Wreszcie pluć można pestkami.
Bo i czereśnie, arbuzy, morele.
Truskawką jak szminką maznąć usta, ręce jej zapachem usmarować.
Bo zimą wspomnieniem to wróci jak tęsknota za ciepłem nieustannym.
Powroty.
Latem chce się zwiedzać i wrzucać do pamięci widoki jak pieniążki do skarbonki.
Upalna, dumna Warszawa.
Dekadencka, swobodna Łódź.
Obie z kawiarniami, w których gapić się można godzinami na te miasta ukochane jak przechadzają się obok.
I z kroku ich wyczytać czy nadal są moje.
Czy zachłyśnięte nowością już w świat sobie poszły.
Zawieszenie.
Latem mam głód, co pełnię smaku wyciska z każdej wolnej chwili.
Chwili na banał.
Grzebania muszelką w piachu.
Drapania się kijem po plecach.
Dziobania placka widelcem.
Zdjęcia w lustrze.
Dziwy.
Latem kwitną, wzrastają i dojrzewają.
Bez ostrzeżenia pewnego ciepłego popołudnia nie tylko roślina, ale dziecko ku światłu zaczyna się piąć.
Byle wyżej.
Tam przecież lepiej.
Sierpień.
Morze Północne i Szkocja odnaleziona na chwilę u brzegów.
Bo w mieście tylko światowość.
A tu, gdzie ląd w morze się wpycha, gdzie dalej tylko wielka woda – bezmiar niewiadomych.
I szum, który milszy niż cisza, bo w tle słychać chichot dzieci.
Letnie noce.
Nadal nierówne, niedospane.
W połowie, albo nawet w ćwierci.
I zmęczeniem niekończąca się sprzeczka o to, czy sen przerywany płaczem dziecka to już czuwanie czy jednak spanie.
Plaża.
Więc chociaż oczy zmęczone jakby piachem w nie sypnął stróż co niepotrzebnie latem wypatruje przymrozku, to jednak wstaję w ten dzień nienapisany.
Pędzę weń w nierównym rytmie.
Przez drogi, przez lasy, przez tory, tam w piach, maluchy i prowiant, aparat i … bach!
Wracamy.
Do domu.
Do książki i swetra.
Herbaty gorącej i placka wprost z pieca.
Jesieni zazdrosnej co właśnie się zbliża.
Bo za nią już zima i wiosna i …
LATO, Agato!
Wszystkie zdjęcia zrobione były aparatami analogowymi: Canon A-1, Olympus om2n, Nikon F5, Yashica-24, Minolta XD7
tekst: Agata Lesiowska
foto: Agata Lesiowska, Have Some Water
prawa autorskie zastrzeżone