Najsłodsze są banany, rodzynki i daktyle – można nimi słodzić inne kwaśne owoce. Orzechy nerkowca też są słodkie w smaku. I migdały. I groszek. Nawet woda czasem ma lekko słodkawy posmak. Słodkie, ale nie słodzone czyli zatwierdzone do użytku domowego i niepowodujące powrotu cukrowego szaleństwa.
Cukru rafinowanego i białej mąki nie jemy już od pół roku. Początkowo dlatego, że Tyran czyli ja przeczytał w genialnej książce „Antyrak – nowy styl życia” Davida Servan-Schreibera, że to największy truciciel i matka żywicielka nowotworów. Więcej o tym, jak początkowo przebiegał detoks tutaj:
https://lisbezbiletu.pl/2016/06/o-rany-skonczyl-sie-cukier/
Nie jemy już cukru głównie dlatego, że jest ohydny w smaku i każdemu przynosi inną dolegliwość.
POWSZECHNIE DOSTĘPNA TOKSYNA
Cukier jest wszędzie: w ketchupie , majonezie, pieczywie, rybach wędzonych a nawet w kiełbasie. Ma powodować odczucie przyjemności, przedłuża też trwałość żywności. Stale i często nieświadomie poszukuje go większość ludzkiej populacji. Najbardziej niepokojące jest to, że dajemy go dzieciom w ilościach znacznie przekraczających siły obronne małych organizmów. Dzieci, w których diecie cukier jest na stałe mają często kłopoty z autoregulacją zachowania, są na przemian wybuchowe lub apatyczne, ich odporność jest znacznie obniżona, gorzej się rozwijają. Cukier najczęściej odpowiada też za nadpobudliwość i częste nawroty infekcji. Wszystko dlatego, że coś, co kojarzone jest jedynie z otyłością i próchnicą zębów jest tak naprawdę bardzo groźną ale społecznie akceptowaną neurotoksyną. Ta powszechnie dostępna neurotoksyna zaburza prawidłowe funkcjonowanie całego organizmu. Tyle teorii.
EFEKTY UBOCZNE DIETY BEZCUKROWEJ
W praktyce życie bez rafinowanego cukru i przy ograniczeniu cukrów nieprzetworzonych jest niewiarygodnie proste. Kiedy tylko odzwyczaimy organizm od regularnej dostawy słodkiego świństwa, przestajemy go szukać. Od dłuższego już czasu sklepowe półki ze słodyczami nie tylko nas nie kuszą, ale wręcz powodują mdłości. Wystarczyło bowiem kilka razy na odwyku zjeść coś mocno słodkiego (czekolada mleczna, torcik, trufle etc) i reakcja organizmu była tak silna jak na truciznę: mocny ból głowy, mdłości i nagła senność. Jedna z córkek kilka razy musiała położyć się do łózka, bywało też że wymiotowała. Konsultacja z lekarzem w sprawie tak ostrej reakcji zakończyła się rozdrażnieniem lekarki, jej pelnym zdziwienia pytaniem 'Dlaczego właciwie nie jecie cukru?!’ i podsumowaniem, że to pewnie objaw nietolerancji na jakiś składnik(!). Dokładnie! To przecież nietolerancja cukru. Jestem pewna, że sprytny mózg zapamiętał nieprzyjemne odczucia związane z nagłym wyrzutem insuliny i teraz za wszelką cenę chce tego uniknąć więc reaguje na wzrost poziomu glukozy jak na pojawienie się groźnego intruza. To najlepszy dowód na to, że organizm znalazł się w stanie równowagi, odzwyczaił od narkotyku.
Nieco trudniej jest kiedy jesteśmy zaproszeni na kawusię przy ciastku, albo częstowani tradycyjnymi słodkościami. Nie wypada odmówić, troszkę też kusi wyklęty diabeł i takie tam inne wymówki. Na szczęście większość naszych znajomych wie, że dla nas to żadna przyjemność i tak jak kochana Basia – na takie okazje przygotowują coś na bazie owoców. Wczesną jesienią dotarły też z Polski od Magdy dwa słoiki powideł słodzonych syropem klonowym. Reakcja była równa tej sprzed detoksu, kiedy ktoś dał nam bombonierkę, czyli kłótnia kto ile rezerwuje dla siebie…
CZYM ZASTĄPIĆ
Najlepiej ograniczyć słodkie potrawy do minimum, co jest zresztą naturalnym procesem przy sumiennym unikaniu cukru i białej mąki. Ponieważ naprawdę trudno jest kupić coś słodzonego niewielką ilością naturalnego cukru, trzeba niestety samemu sobie radzić.
U nas garnki w kuchni fruwają bo często coś się piecze, smaży, klei, miesza. Mamy omlety, naleśniki i racuchy z musami owocowymi, kulki daktylowo- orzechowe, czekoladę gorzką 80%. Dziewczyny kiedy mają ochotę na coś słodkiego robią sobie kakao albo budyń bezcukrowy i słodzą syropem klonowym, z agawy lub kokosowym cukrem. Uwielbiają też reglamentowany miód. Ponieważ jemy cukry dłużej uwalniane, w dodatku w małych ilościach, szybciej następuje moment nasycenia i w rezultacie nasza dieta jest zdecydowanie mniej słodka.
KRUCJATA
Stan po odwyku jest fantastyczny! Najpiękniejszy jest w ciągu dnia absolutny brak senności. Po przespanej nocy bezcukrowiec wstaje i działa z jednakową energią przez cały dzień. Nie ziewa, nie szuka ciastka pod pretekstem wypicia kawki, nie potrzebuje napojów energetycznych. Organizm obudzony jest w pełnej gotowości i czujności, mózg znacznie lepiej przetwarza i kojarzy, nastrój jest wyrównany, ryzyko przybrania na wadze bliskie zeru. Aż chciałoby się podnieść dumnie flagę Templariusza i ruszyć na cukrową krucjatę. Doświadczenie nauczyło nas jednak rozumieć, że inni patrzą na nas jak hippisów, odmieńców, nadgorliwych i zafiksowanych na własnym zdrowiu ludzi. I może dlatego nikogo nie namawiamy dopóki nie usłyszymy tego pięknego pytania: „I jak to jest, nadal dajecie radę bez cukru?!”. Dajemy, dajemy. I to wcale nie jest trudne. Zaczęło się od tego, że Agata jadła ciastka po każdym posiłku a potem przeczytała taką książkę o nowotworach …
Smoczki powinny być sprzedawane po okazaniu dokumentu odbycia krótkiego kursu ich użytkowania albo chociażby z bardzo obszerną ulotką i podpisem kupujacego pod oświadczeniem „Zapoznałem/łam się z niniejszą instrukcją obsługi i zobowiązuję się nie nadużywać zakupionego produktu”. Niewinny uspokajacz, kawalątek silikonu, zmora każdego logopedy i mój wróg numer jeden. Dziwię się, że do tej pory SMOCZEK nie gonił mnie jeszcze w jakimś koszmarze sennym.
Za każdym razem kiedy widzę dwulatka, trzylatka ze smoczkiem w buzi mam ochotę podbiec, wyciągnąć korek i uciec zanim dziura się odetka a maluch wyda z siebie pierwszy krzyk protestu. Często w takich sytuacjach zastanawiam się czy mam prawo zwrócić rodzicowi uwagę na to, że ten smoczek to wyłącznie dla wygody rodzica, bo dziecko już dawno go nie potrzebuje. To tylko pierwszy powód przemawiający za tym, żeby cymla, monia czy dydka omijać szerokim łukiem. Wiem co mówię, bo spora część dzieci wychowana na smoczku trafia później do nas – logopedów. Średnio raz w miesiącu zgłaszają do mnie na konsultację rodzice, których dziecko ma problemy z wymową w dużej mierze spowodowane smoczkiem a konkretnie przetrwałym niemowlęcym sposobem połykania.
Zamieszczam więc autorską wersję instrukcji obsługi smoczka i proszę, prześlijcie dalej jeśli znacie rodziców, którzy nie wyobrażają sobie bez niego życia lub szykują na przyjście na świat malucha, w którego wyprawce prawdopodobnie znajdzie się smoczek.
INSTRUKCJA OBSŁUGI SMOCZKA
1. Odruch ssania w warunkach fizjologicznych (czyli kiedy dziecko ssie wyłacznie pierś) słabnie wyraźnie po 6-7 miesiącu życia aż do całkowitego prawidłowego wygaśnięcia w okresie 1 – 1,5 rż. Wygaśnięcie wiąże się ze świadomą decyzją mamy o zaprzestaniu podawania piersi w sytuacji gdy nie ma przeciwskazan zdrowotnych, dziecko prawidłowo się rozwija i jego dieta jest już zróznicowana. Analogicznie powinno więc być ze smoczkiem uspokajaczem i karmieniem przez butelkę.
2. Główną funkcją odruchu ssania jest zaspokajanie głodu. Początkowo odruch jest bardzo silny, kiedy jednak dieta dziecka zostaje rozszerzana – zanika potrzeba rytmicznego dociskania przedniej części języka i i przesuwania jego masy w stronę gardła. Dziecko jedzące pokarm z łyżki, pijace z kubeczka (zwykłego) samoistnie redukuje odruch ssania, pod warunkiem jednak, że rodzic w porę zacznie wprowadzać nowe pokarmy i róznicować ich konsystencję oraz będzie zmieniał sposób karmienia pozwalając dziecku na jedzenie samodzielne.
3. Utrzymanie odruchu ssania poprzed przedłużone karmienie butelką ze smoczkiem i/lub podawanie smoczka uspokajacza prowadzi do płaskiego ułożenia języka w jamie ustnej, które często skutkuje seplenieniem, problemami z nabyciem głosek pionizowanych (np. l, t, d , ń ). Seplenienia można oczywiście dziecko oduczyć, ale często potrzeba jest do tego pomoc logopedy i sporo czasu, bo nawyk wysuwania języka między zęby jest poprzez ssanie prawie zawsze silnie utrwalony.
4. Dziecko karmione piersią w ogóle NIE POTRZEBUJE smoczka. Początkowo niemowlę ssie pierś nie tylko, żeby pobrać pokarm, ale też zaspokoić potrzebę bliskości. Jedynym sposobem uniknięcia podawania smoczka uspokojacza jest więc przystawianie dziecka do piersi na żądanie. W pierwszych miesiąch dziecko ssie niemal co chwilę, z przerwą na drzemki. Mamy są tym często zaniepokojone a pokusa podania smoczka bywa wówczs ogromna. Jeśli jednak ją przezwyciężymy i pozwolimy na ssanie bez ograniczeń – damy dziecku poczucie bezpieczeństwa, bliskości i najlepsze ukojenie. Z czasem, kiedy dziecko zaczynie samodzielnie badać otoczenie, pierś stanie się mniej atrakcyjna aż w końcu wróci całkowicie do mamy.
5. Począwszy od 6 miesiąca życia w okresach czuwania dziecko powinno mieć swobodnę gaworzenia oraz badania ustami otocznia (czytaj: bezpiecznych zabawek i przedmiotów). Buzia zamknięta smoczkiem opóźnia rozwój mowy i wybranych funkcji poznawczych. Usta są jednym z ważniejszych organów zmysłu dotyku i odpowiednia ich stymulacja jest całkowicie fizjologiczna. Blokowanie ust smoczkiem może w późniejszym, nawet dorosłym już życiu prowadzić do częstego ssania, nagryzania, przygryzania warg.
6. Jeśli dziecko jest karmione sztucznie smoczek w funkcji uspokajacza powinien być wycofywany począwszy od 6 miesiąca życia tak, aby rocznemu, góra półtorarocznemu dziecku można było go całkowicie zabrać.
7. Zakończenie kariery smoczka najlepiej sprawdza się poprzez tzw. szybkie cięcie czyli z dnia na dzień. Pamięć rocznego dziecka jest bardzo krótka, rozpacz po straconym 'przyjacielu’ też nie będzie trwała długo. Przedłużanie tego procesu do wieku lat czterech lub (tak też bywa, niestety i o rety !!!) pięciu skutkuje domowym dramatem.
8. Wraz z odstawieniem smoczka należy odstawić pojenie/karmienie przez butelkę. Picie przez butelkę ze smoczkiem/ kubek niekapek także utrwala przetrwały niemowlęcy sposób połykania. Prawidłowo rozwijajace się niemowlę może rozpocząć naukę picia ze zwykłego kubka w wieku 7 miesięcy.
9. Rodzic stosujący smoczek nie powinien czuć się winny. Powinien jednak mieć świadomość, że smoczek to zło konieczne i wymysł współczesnych czasów, w których nie ma zbyt wiele czasu ani miejsca na płaczące dziecko.