Category :

MODOWY NONKONFORMIZM

Dziecko ma prawo być ubrudzone, potargane, ubrane jak kloszard albo księżniczka w kaloszach. Dziecko ma prawo zrzucić ubrania i biegać po domu w gatkach jeśli tak jest mu wygodniej. Dziecko ma prawo wyjść do parku zimą w letniej sukience jeśli tylko w łodzi ratunkowej rodzica jest coś cieplejszego na wypadek gdy zmarznięty śmiałek zmieni zdanie. Swoboda wyglądu jest częścią procesu wychowywania wolnego człowieka, dla którego ciuch, fryzura i metka nie mają większego znaczenia… bo liczy się coś znacznie więcej – a konkretnie – swoboda ruchu.

STRÓJ NIC NIE MUSI

Zgadzam się na nonszalancję modową swoich dzieci głownie dlatego, że nie mieszkam w Polsce gdzie jednak trzeba trzymać fason bardziej niż gdzie indziej. Nie mam problemu z wyglądem potomstwa, bo już się spełniłam w ubieraniu pierwszej dwójki córek zgodnie z oczekiwaniem otoczenia. Ubyła mi tona stresu od kiedy nie muszę brać pod uwagę krzywych spojrzeń otoczenia i cynicznych uwag, że jednak dziecko powinno mieć czapeczkę, albo chociaż wypraną kurteczkę…Czuję się też znacznie szczęśliwsza patrząc na swobodę z jaką maluchy nieskrępowane białym ubrankiem i markowymi butami eksplorują świat. Dzieci mają przyzwolenie na wypaćkanie wszystkiego co chroni przed zimnem ich skórę, na podarcie, poszarpanie stroju. Ich ubranie nie może krępować swobody z jaką chcą się wspinać na każdy murek czy drzewo. Dziecko ma też prawo do swoich przekonań, do zaufania we własny gust.

Ubieramy się więc bez stresu i bez spinania pośladków, że coś do czegoś musi pasować, wyglądać jak wyniesione ze sklepu czy nadążać za trendami. Najfajniejsze nasze ubrania to te podarowane, bo mają historię i jakość potwierdzoną w boju. Spódnica od Aurelki uszyta przez jej ciocię jest zwyczajnie zaczarowana, sukienka w chmurki od mamy chrzestnej wzbudza achy i ochy wielu przechodniów, plecak za punkty ze stacji benzynowej od brata jest jak drogocenny garb… wszystko podarowane, noszone z wdzięcznością i bez strachu, że trzeba prasować, odplamiać czy składać pieczołowicie jak obrus wigilijny,

UPRZEDZENIA

Załóż skarpety. Nie chodź po domu w samych majtkach. Zmarzniesz. Ubierz się po ludzku, co ludzie powiedzą… Mamy zakorzenione w głowie nonsensowne przekonania, których nawet nie kwestionujemy. Ubraliśmy się w ciasny gorset konwenansów i narzucamy ten sam purytański model swoim dzieciom. Zauważam, że często w pierwszym nieuświadomionym odruchu odpowiadam NIE! kiedy dziecko ma ochotę założyć na głowę moją czapkę i iść w niej do sklepu a jakieś licho kopie mnie po kostkach szepcząc – Ej, zrób z tym coś. Pozwalam jednak, bo mam kaptur i głowa mi nie zmarznie a bardziej liczy się to, że córka doświadczy dumy nieproporcjonalnie dużej do mojego dyskomfortu. Idzie więc w za dużej czapie i buduje pod nią światy w których dobrze wygląda ten, który dobrze się czuje w swojej skórze.

Na drugim biegunie jest komentarz dorosłego mężczyzny, który patrząc na obcego w kraciastych spodniach naśmiewa się, że to pewnie gej. I słyszy to jego kilkuletni syn, który w tak wczesnym wieku uczy się, że nie ma gorszej obelgi niż być porównanym do geja, trzeba więc unikać kraty. I w ogóle się nie wyróżniać. Szara bluza dresowa, jeansowe spodnie, trampki z wyższej półki. Margines wyśmiania jest wąski. Obelga nie do zapomnienia. Nie kratka czyni z chłopaka geja, jej brak nie gwarantuje heteroseksulanego macho.

Strój naprawdę o niczym nie świadczy.

UBRAĆ SIĘ W SIEBIE

Wierzę, że można żyć nie podporządkowując swojego nastroju temu, co otoczenie myśli o wyglądzie. Wyzwalam się z tego za każdym razem kiedy za długo stoję przed szafą, albo przymierzam nową spódnicę, której daleko do tej starej. Uwielbiam odzyskaną po dziesięcioleciach swobodę traktowania ubrania jak ochrony i zabawy a nie znaku rozpoznawczego. Nie muszę należeć do określonej kasty, nie interesują mnie modowe porady. Wybieram jak moja najmłodsza córka – intuicyjnie. Tak jest łatwiej. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że machina modowa, szafiarki i trendsetterzy rozgniatają takich jak ja, bo przecież ubraniem wysyłamy sygnały do innych ludzi, wyrażamy swój stosunek do świata, manifestujemy swoją tożsamość i takie inne ważkie powody. Może tak nam się tylko wydaje…

Mamy teraz więcej czasu, bo przecież świat zwariował się z powodu pseudopandemii i za chwilę ktoś go pchnie na bocznicę. Chodzenie po sklepach przestało być przyjemnością, wygląd nie ma znaczenia w świecie gdzie maska i strach zakrywają najpiękniejsze uśmiechy. Nie dociążajmy rzeczywistości balastem banałów. Nie oceniajmy po szacie, uczmy własne dzieci, że nie wygląd jest ważny ale sposób w jaki się odnoszą do innych. A ten sposób jest pochodną tego, co siedzi w ich myślach. Niech w myślach siedzi WOLNOŚĆ!

W niej każdemu do twarzy.

Tekst: Agata Lesiowska

Zdjęcia: Saku